Do godziny 14 sytuacja nie była klarowna. Rynek zachowywał się zdecydowanie zbyt biernie. Sygnały średnioterminowe mają tę własność, że są przejawem zmiany, jaka zachodzi na rynku, i stają się podstawą do przebudowy aktualnego myślenia o perspektywach najbliższych tygodni czy miesięcy. Dając jednej ze stron przewagę, zakłada się, że ta przewaga przyniesie kontynuację ruchu, który doprowadził do takiego sygnału. W tym wypadku miałby to być ruch wzrostowy. Oczywiście wszystko odbywa się przy zachowaniu świadomości, że mowa jest o pewnym układzie prawdopodobieństw, a nie pewności. Istotniejszy sygnał pozwala na uznanie, że szansa na kontynuację jest większa. Na szczęście po godzinie 14 popyt był już bardziej przekonany do swojej racji, co przełożyło się na dalszy wzrost cen.
Marcowa deflacja była nieco mniejsza od tej z lutego, a tymczasem na poziomie bazowym ceny wzrosły mniej, niż oczekiwano. W czwartek poznaliśmy dane o inflacji bazowej, a więc bez uwzględnienia cen żywności i energii. Okazuje się, że mamy tu wprawdzie jeszcze do czynienia z inflacją, ale jej wartość rok do roku wyniosła już tylko 0,2 proc. Oczekiwano, że tempo zmiany wyniesie 0,4 proc. To naturalnie nie są wiadomości, które miałyby skłaniać do oczekiwania na szybki powrót szerokiej miary zmian cen do poziomów dodatnich. Inflacja bazowa temu nie sprzyja.