Rozpoczęta z początkiem października seria publikacji raportów finansowych to jedna z ważniejszych wytycznych do wyceny akcji, zwłaszcza na amerykańskiej giełdzie - bardziej efektywnej np. od polskiego parkietu. Na razie dane okazują się nijakie z lekką skłonnością by określić je jako słabe.

Najbardziej w oczy rzuca się znaczący spadek przychodów. To kontynuacja tendencji jeszcze z połowy tego roku, gdy nie tylko amerykańskie, ale i światowy przemysł zaczął odczuwać zadyszkę. Widać to m.in. w niepomijalnym spadku wolumenu i wartości handlu światowego dóbr, co jednocześnie pociągnęło w dół także usługi. Wyniki takich spółek przemysłowych jak Caterpillar lub banków z tytułu odsetek (Morgan Stanley) pokazują, że przedsiębiorstwa wykazują mniejszy niż w 2014 roku popyt. EPS największych spółek w S&P500 okazuje się średni. Można powiedzieć, że przynajmniej tutaj istniałoby pole do uspokojenia, gdyby nie fakt, że EPS jest nieco windowany poprzez skup akcji własnych przez duży odsetek spółek na Wall Street.

Tym samym amerykańską giełdę można porównać do Boeinga, któremu właśnie odpadł jeden silnik. Porównanie jest nieprzypadkowe, gdyż Boeing to jedna ze spółek, która akurat zaskoczyła pozytywnie zarówno pod względem przychód, jak i zysku netto. Innymi słowy hossa na Wall Street napotkała poważne problemy do kontynuacji trendu, ale jednocześnie na razie ciężko znaleźć powód do mocnych spadków tj. to było wiadomo w 2008 roku.

Paweł Ropiak Dział Analiz XTB