Nasz scenariusz zakładający podobieństwo sierpniowego tąpnięcia do tego z 2011 r. okazał się zatem trafny. Amerykański indeks z łatwością zbliżył się do rekordów hossy. Jakkolwiek analogia z podobnymi historycznymi przypadkami sugeruje, że wkrótce po zdobyciu szczytu powinna nadejść solidna korekta (kilkuprocentowa?), to błyskawiczne odrobienie strat każe przyjąć, że długoterminowy trend wzrostowy został potwierdzony.

Siłą napędową powinny być oczekiwania wyższych zysków spółek. Choć prognozy zarobków na 2016 r. zostały w ostatnich miesiącach zredukowane, to jednak uwaga inwestorów i analityków będzie się przesuwała w kierunku 2017 r. A ten ma przynieść wzrost zysków o ok. 12 proc. Nie należy oczekiwać jednak fajerwerków – wskaźniki P/E (cena/zysk) w USA są znów wygórowane, a tymczasem w okresach podwyżek stóp procentowych miały zwykle tendencję do powolnego spadku.

Październik okazał się zgodny z naszym scenariuszem także, jeśli chodzi o rynki wschodzące. Techniczne wyprzedanie (sygnalizowane przez miesięczny wskaźnik RSI) stworzyło dobre warunki do silnego odreagowania (MSCI Emerging Markets: 16 proc.). Porównanie z historycznymi przypadkami sugeruje nadejście hossy, ale do ostrożności skłania fakt, że w ślad za odreagowaniem na giełdach rynków wschodzących nie poszły ich waluty.