W ciemno można było obstawiać, że będziemy świadkami niewielkiej zmienności i wyczekiwania inwestorów. I rzeczywiście tak było. WIG20 notowania zaczął kilka punktów nad kreską, jednak podaż szybko dała o sobie znać i sprawiła, że kolor czerwony znów zagościł na warszawskim parkiecie. Dobrą informacją jest jednak to, że niedźwiedzie nie miały zbyt wielu argumentów ku temu, aby na rynku doszło do większej przeceny. WIG20 niemal przez całą sesję tracił około 0,3 proc. Mieszane nastroje panowały na innych rynkach. Niemiecki DAX rósł w ciągu dnia około 0,5 proc. Warszawie zdecydowanie bliżej było do Paryża. Francuski CAC40 również przez większą część notowań borykał się z presją podaży. Tracił około 0,2 proc.

Na inwestorach większego wrażenia nie zrobiły opublikowane dane makroekonomiczne. Dowiedzieliśmy się m.in., że produkcja przemysłowa w Stanach Zjednoczonych spadła w lutym o 0,5 proc. w porównaniu ze styczniem. Z kolei nasz Główny Urząd Statystyczny podał, że zatrudnienie w lutym wzrosło o 2,5 proc. r./r. Brak reakcji ze strony inwestorów na te informacje jest jednak zrozumiały. W środę ich oczy były bowiem zwrócone na amerykańską Rezerwę Federalną, która miała podjąć decyzję o dalszym kształcie polityki monetarnej. Problem jednak w tym, że wydarzenie to odbyło się już po zakończeniu sesji w Europie. Z tego też powodu do końca środowych notowań nie mogło się wydarzyć nic spektakularnego. Na reakcje po decyzji Fedu przyjdzie czas dopiero w czwartek. WIG20 do tej sesji wystartuje z poziomu 1905 pkt po 0,02-proc. spadku w środę.

O ile można narzekać na zmienność samego indeksu, o tyle warto zwrócić uwagę na to, co działo się przede wszystkim na akcjach poszczególnych spółek. „Gwiazdą" sesji była Energa. Jej walory w ciągu dnia taniały nawet o 12 proc. To reakcja na złożenie przez spółkę wstępnej oferty dokapitalizowania Polskiej Grupy Energetycznej, która ma przejąć kopalnie od Kompanii Węglowej.

[email protected]