Choćby kwestia odnowienia twardego jądra w UE, wskazująca, że silne są polityczne tendencje, w myśl których jak od ściskania pękło, to trzeba ściskać jeszcze mocniej – a jak się komu nie podoba... Czy to najlepszy pomysł dla gospodarki? Czy jej naciski będą w stanie ostudzić choć część rozpalonych głów?
Popatrzmy, jak wyglądają proporcje w Unii tyczące się gospodarki właśnie. Twarde jądro to niespełna 55 proc. produktu krajowego Unii. Dla porównania Wielka Brytania ma blisko 18 proc. Trzynaście krajów, które weszły do Unii od 2004 roku, ma 8 proc. unijnego PKB. Trzy kraje skandynawskie (Szwecja, Dania, Finlandia) nieco ponad 6 proc. Południe – rozumiane jako Portugalia, Hiszpania i Grecja – to 10 proc. unijnego PKB.
Jeszcze ciekawiej prezentuje się zestawienie tych samych grup krajów, ale tyczące się liczby pracujących. Twarde jądro to 46 proc., Wielka Brytania 14 proc., nowa trzynastka 21 proc., Skandynawia 5 proc., a kraje południa 12 proc.
Żeby sprawę jeszcze bardziej zagmatwać, należałoby spytać, czy aby na pewno Włochom z ich udziałem 11 proc. w unijnym PKB i 10 proc. w rynku pracy ostatecznie będzie bliżej do twardego jądra, czy może jednak do południa.
Procesy wytwórcze w wielu krajach Unii są mocno zazębione. Przemysłowcy z twardego jądra wiele sprzedają w pozostałych krajach Unii, ale też i wiele na ich terenie produkują. Co ważne, świat już od dawna nie polega na wytworzeniu w jednym miejscu produktu od początku do końca. Mamy teraz do czynienia z długimi i skomplikowanymi łańcuchami dostaw. Sporo wyrobów finalnych z twardego jądra nie byłoby sprzedawalnych na światowym rynku, gdyby nie konkurencyjne cenowo poddostawy z pozostałych krajów Unii.