Dopiero wtedy ustanowiony został dołek, który nie został pobity do dziś. To skojarzenie byłoby bardzo niepokojące w krótkoterminowej perspektywie, gdyby nie to, że inny indeks giełdy londyńskiej – FTSE 100 – który spadł w piątek i poniedziałek jedynie o 5,6 proc., czyli mniej niż podczas dwóch sesji 21 i 24 sierpnia ub. r. (-7,4 proc.) – już w środę znalazł się na najwyższym poziomie od ponad dwóch miesięcy. To nie jest typowe zachowanie rynku w trakcie krachu. Raczej przeciwnie. Na wykresie FTSE 100 można się dopatrzyć kształtującego się prawego ramienia formacji odwróconej głowy z ramionami.
Jeśli chodzi o kurs EUR/GBP, to do środy wzrósł on o 7,8 proc., czyli prawie dokładnie tyle samo co po Brexicie z 16 września 1992 r. (+8 proc.), czyli opuszczeniu przez brytyjskiego funta europejskiego systemu walutowego (poprzednika europejskiej unii walutowej).
DAX spadł w dwie sesje najbardziej od 15–16 października 2008 r., ale jego zachowanie można uznać za mieszczące się w ramach wzorca z 1992 r., kiedy to spadł o 10 proc. w ciągu 20 dni od początku dewaluacji funta i nigdy później już nie był niżej. S&P 500 najpierw spadł o 5,3 proc., a potem wzrósł o 3,5. Ostatni raz coś takiego zdarzyło się w sierpniu ub. r., sygnalizując minięcie dołka cyklu 20-tygodniowego. Wtedy z zakupami należało się wstrzymać miesiąc i jeden dzień do czasu testu sierpniowego dołka. Na WIG20 równie wysoka biała świeca jak ta z piątku pojawiła się ostatnio 24 listopada 2008 r. i 11 sierpnia 2011 r.
24 lata temu wypadnięcie brytyjskiego funta z walutowego „węża" ERM było elementem kryzysu europejskiego systemu walutowego, który „tradycyjnie" dotknął walut Włoch, Hiszpanii, Portugalii i Irlandii. Odpowiedzią na ówczesny kryzys było przygotowania planów, które ostatecznie doprowadziły do powstania strefy euro. Teraz też należy się liczyć z podjęciem przez kraje jądra strefy euro (mapa krajów założycieli UE wygląda jak mapa imperium Karolingów) próby przyspieszenia i pogłębienia integracji europejskiej. Uwzględniając jednak np. poziom eurosceptycyzmu we Francji (wyższy niż w Wielkiej Brytanii), wydaje się wątpliwe, czy z tych planów tym razem coś wyjdzie. Wiele krajów obecnej strefy euro chętnie przystąpiłoby do europejskiego państwa federalnego, pod tym wszakże warunkiem, że Niemcy spłaciłyby przy okazji ich długi. Nie wydaje się, by Niemców było na to stać i by mieli na to ochotę.