Początek piątkowej sesji dawał nadzieje, że w końcu popyt pokaże swoją siłę. Szybko się jednak okazało, że kupujący nie mają zbyt wielu argumentów. Wzrost WIG20 rzędu 0,4 proc. na początku sesji to było wszystko na co było stać w piątek byki. Z każdą godziną handlu coraz aktywniejsze stawały się natomiast niedźwiedzie. Już po godz. 10 indeks największych spółek zszedł pod kreskę i jak się później okazało został tam do końca notowań.
Szczególnie ciężkim okresem dla naszego rynku była końcówka sesji, kiedy to podaż nieco mocniej przydusiła. WIG20 zaczął tracić blisko 1 proc. Co ciekawe w tym czasie na innych europejskich giełdach dominował kolor zielony. Również giełda w Stanach Zjednoczonych zaczęła dzień od wzrostów.
Nasz rynek pozostawał jednak na to obojętny. Na szczęście na fixingu udało się odrobić część strat. Ostatecznie WIG20 spadł o 0,35 proc. Niewielkie zmiany zanotowały średnie i małe spółki. Słabość naszego rynku tłumaczyć można m.in. gorszym od oczekiwań odczytem indeksu PMI. Wskaźnik powstający na podstawie sondażu wśród menedżerów logistyki ponad 200 przedsiębiorstw, spadł w czerwcu do 51,8 pkt, z 52,1 pkt w maju. Tymczasem ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie spodziewali się odczytu na poziomie 52,7 pkt.
Wydaje się jednak, że słabszy odczyt PMI to tylko jeden z czynników słabości GPW. Drugim może być ogólna niechęć inwestorów do naszego rynku. Poziom niepewności jest tak duży, że gracz wstrzymują się z zakupem polskich akcji. Widać to też po obrotach, które oscylują w granicach 600 mln zł na sesję.
Cały tydzień GPW także zakończyła na minusie. WIG20 stracił 1,4 proc. Jak więc widać z wtorkowego odreagowania po Brexicie niewiele pozostało. Należy liczyć, że nowy tydzień dostarczy inwestorom więcej powodów do zadowolenia.