Jeśli chodzi o samą Turcję, to zamach był kolejnym epizodem w ramach walki o władzę trwającej od 2013 roku, kiedy to prezydent Erdogan oskarżył swego dotychczasowego sprzymierzeńca Gulena i jego ruch polityczny o korupcję. Paradoksalnie wygląda na to, że nieudany zamach stanu może tylko zwiększyć determinację Erdogana w dążeniach do systemu prezydenckiego (sam nazwał zamach darem od Boga – co od razu wywołało spekulacje, czy zdarzenia te nie były zainscenizowane). Na dłuższą metę to nie jest pozytywny sygnał dla inwestorów. Turcja, która jeszcze kilka lat temu zdawała się dążyć w stronę Unii Europejskiej, teraz dryfuje w kierunku, który u niektórych budzi obawy.
Na szczęście wydarzenia w Stambule nie wykoleiły trwającego ożywienia na rynkach wschodzących jako takich. Ponadto na wzroście ryzyka w Turcji skorzystać mogą inne emerging markets, takie jak Polska czy Rosja. Nasz rodzimy rynek zresztą też przeżywa od kilkunastu miesięcy fazę strachu przed polityką, czego objawem są wyjątkowo duże zaległości względem indeksu emerging markets. Niedawno w dużym stopniu wyjaśnił się jednak jeden z głównych czynników ryzyka – przyszłość OFE. Wizja tylko częściowej nacjonalizacji aktywów emerytalnych i przekazania większości na prywatne rachunki jest znacznie lepsza od obstawianych wcześniej scenariuszy. Może więc zaległości zaczną się zmniejszać?