Mocno zyskiwały giełdy europejskie, jedne z ostatnich, które są w tym roku na minusie, ale coraz większą uwagę inwestorów przyciągają kraje rozwijające się. Trudno się temu dziwić. MSCI EM zamknął ostatni tydzień 14-proc. wzrostem od początku roku.

Dodatnie napływy do akcyjnych funduszy działających na rynkach wschodzących utrzymują się nieprzerwanie już od sześciu tygodni. Podobna sytuacja ma miejsce po raz pierwszy od III kwartału 2014 r. W miarę jak ten typ inwestycji zaczyna być transakcją „konsensusową" (trudno obecnie znaleźć prominentnych analityków i ekonomistów, którzy twierdzą, że ta grupa aktywów powinna być niedoważana w portfelach), pojawia się pytanie, czy na przyłączenie się do tłumu nie jest zwyczajnie zbyt późno. Ograniczone zaufanie do opinii ogółu może być tym bardziej uzasadnione, że ostatnia „oczywista" decyzja, czyli przeważanie akcji europejskich w końcówce ubiegłego roku (rekomendowane zgodnie przez wszystkie główne banki inwestycyjne), okazała się poważnym błędem.

Wyjątkowo wysokie stopy zwrotu w wybranych krajach (brazylijska Bovespa zyskała od początku roku 36 proc., a rosyjski RTS 30 proc.) robią znacznie mniejsze wrażenie, gdy spojrzy się na nie w perspektywie kilku lat. Odnoszenie ich do cen surowców wskazuje, że ze skrajnie niskich wycen wracają dopiero do adekwatnych poziomów. Gdyby analizować globalne ceny akcji, opierając się wyłącznie na wskaźniku cena/zysk, Brazylia byłaby rzeczywiście najdroższym obecnie rynkiem na świecie, ale jest to w dużej mierze uzasadnione tempem, w którym poprawiają się jej perspektywy gospodarcze. Gdy światowe rynki porówna się w nieco szerszym ujęciu (uwzględniając poziom cen w relacji do sprzedaży, zysku dostosowanego cyklicznie, wartości księgowej spółek, a także stopy dywidend), widać, że większość giełd krajów EM jest wciąż zdecydowanie tańsza niż rynki rozwinięte, a hossa w tych relatywnie drogich (wspomniana Brazylia, ale także Indie czy Indonezja) ma poważne podstawy, wynikające m.in. z reform strukturalnych. Gdy uwzględni się dodatkowo dość pozytywne perspektywy dla rynku surowców (zdrowe perspektywy popytu na ropę, systematycznie spadające zapasy metali przemysłowych na LME, spadająca podaż węgla) oraz szanse na dalsze osłabienie dolara (podwyższanie stóp o 0–25 pb rocznie ciężko nazwać zacieśnieniem monetarnym), może się okazać, że tym razem większość ma rację.