W ubiegłym tygodniu większość komentatorów rynkowych przekonywała, że zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA zainicjuje falę wyprzedaży na rynkach giełdowych. Oprócz wyraźnego osłabienia meksykańskiego peso, na razie nigdzie taka fala się nie pojawiła. Wręcz przeciwnie. Środowe, poranne luki spadkowe zostały szybko podomykane, a początek dzisiejszej sesji pokazuje, że byki mają znacznie większe apetyty. Wygląda na to, że po raz kolejny, empirycznie potwierdzone zostaje stare powiedzenie, że "rynek ma zawsze rację".

Tuż przed godziną 10-tą WIG20 rósł o 2,1 proc. do 1828 pkt, a mWIG40 i sWIG80 zyskiwały odpowiednio 1,1 proc. oraz 0,8 proc. Złoty lekko zyskiwał do euro i dolara, a rentowność rodzimych dziesięciolatek rosła do 3,226 proc. Na większość giełd europejskich również dominującą stroną byli kupujący. DAX rósł o 1,3 proc., CAC40 o 1 proc., BUX o 1,3 proc., a RTS nawet o 2,6 proc. Co istotne – japoński Nikkei225 odrobił dziś wczorajsze straty, zyskując aż 6,7 proc. Wymowny jest też fakt, że S&P500 zanotował wczoraj trzecią wzrostową sesję z rzędu i w porywach rósł do 2170 pkt – najwyższego pułapu od końca września. Jak na razie zwycięstwo Donalda Trumpa przyniosło, zgodnie z oczekiwaniami, wzrost zmienności notowań. Ku uciesze kupujących owa zmienność przekłada się na zwyżki notowań. Dziś w kalendarium makroekonomicznym nie ma wielu istotnych odczytów – o 14.30 poznamy tygodniową liczbę wnioskó o zasiłek dla bezrobotnych w USA, a po 15-stej będą wystąpienia wiceszefów Fed i EBC. Ważne będzie otwarcie handlu na Wall Street. Na razie kontrakty na S&P500 pokazują przewagę popytu, zyskują bowiem 0,7 proc.