Co prawda już pierwsze minuty handlu wskazywały, że karty mogą rozdawać byki, jednak to, co się wydarzyło później, przerosło oczekiwania chyba nawet największych optymistów. Inwestorzy w ogóle nie przejęli się negatywnym wynikiem referendum we Włoszech i dymisją premiera Matteo Renziego. Wydaje się, że z perspektywy naszego rynku ważniejsza była piątkowa decyzja agencji S&P, która podwyższyła perspektywę ratingu Polski z negatywnej do stabilnej. Bo jak inaczej tłumaczyć szał zakupów, którego świadkiem byliśmy w Warszawie?
Co prawda w poniedziałek wzrost notowały także inne europejskie rynki, jednak zwyżki na Zachodzie rzędu 1 proc. bledną przy tym, co się działo na GPW. Nasz rynek z każdą godziną handlu był coraz mocniejszy. Podaż bez walki oddała poziom 1800 pkt na WIG20. Byki jednak tym się nie zadowoliły. W efekcie w Warszawie byliśmy świadkami pogoni za akcjami. Jakby tego było mało, od solidnych zwyżek dzień zaczęły także amerykańskie wskaźniki, co tylko dodało animuszu naszym bykom. Indeks 20 największych firm naszego parkietu tuż przed zamknięciem notowań zyskiwał ponad 3 proc. Zakończenie dnia wypadło jeszcze bardziej okazale. WIG20 urósł 3,48 proc., co nawet na największych sceptykach musiało zrobić wrażenie. W tym roku lepszą sesję nasz rynek zanotował tylko raz, dokładnie 17 lutego. Oczywiście dzięki temu osiągnięciu nasz indeks zostawił w pokonanym polu inne europejskie wskaźniki.
Tydzień na giełdach tak naprawdę się jednak dopiero zaczyna, więc nie wypada go za wcześnie chwalić. Patrząc jednak na to, co działo się w poniedziałek, wydaje się, że w tym roku Święty Mikołaj zawita także na Książęcą.