Inne parkiety pozbawione więc zostały impulsów do większych zmian i w konsekwencji ich nie obserwowaliśmy.
Rynek amerykański pozostaje najważniejszym na świecie i w pewnym sensie jest drogowskazem dla innych parkietów. Obchodzony dzisiaj Dzień Prezydenta oznaczał dzień wolny na Wall Street i wyraźnie ograniczał zmienność oraz aktywność na pracujących rynkach. Przykładowo w Warszawie obroty ledwo przekroczyły 500 mln zł, podczas gdy ostatnimi czasy potrafiły być przynajmniej dwa razy większe. Również zmienność nie była duża. Otwarcie głównego indeksu prowadziło do wzrostów o 0,23%, a zamknięcie kosmetycznie ograniczyło jego skalę do 0,21%. W miedzy czasie zbyt wiele się nie wydarzyło. Nieźle radziły sobie spółki surowcowe wspierane zwyżką notowań ropy naftowej oraz miedzi. Globalny sentyment też nie był najgorszy, a poprawiły go kolejne rekordy ustanowione w piątek w Nowym Jorku. Poprawnie zachowywał się rynek niemiecki, który praktycznie całą sesję kreślił linię poziomą położoną o 0,6% wyżej niż zamknięcie z piątku. Gorzej na tym tle wypadała Francja, gdzie wciąż straszyło ryzyko polityczne z uwagi na topniejącą przewagę kontrkandydatów Marine Le Pen w sondażowych wynikach drugiej tury zbliżających się wyborów prezydenckich. Co interesujące, bez większego echa przeszedł najnowszy sondaż z Niemiec, według którego w jesiennych wyborach parlamentarnych zwyciężyć mogą socjaldemokraci, co oznaczałoby zmianę na stanowisku kanclerza. Z podobnym spokojem potraktowana została inna niezbyt korzystna informacja, jakoby PKN Orlen miał się zaangażować kapitałowo w konsolidację sektora górniczego. Oznaczałoby to wypływ z firmy gotówki w kwocie około 400 mln zł.
Na tle wyważonych i spokojnych notowań pozytywnie wyróżniały się małe spółki, których indeks zyskał 0,8% i jako jedyny z wszystkich segmentów praktycznie odrobił piątkowe straty. Na tym tle skromna zwyżką indeksu blue chipów nie oddalała wizję rozwinięcia korekty, ale też jednoznacznie jej nie przybliżała.
Łukasz Bugaj, CFA