Początek piątkowej sesji dawał nadzieję na to, że znowu kolor zielony na dobre zagości na GPW. WIG20 w pierwszych minutach handlu zyskiwał około 0,6 proc. i wydawało się, że w połączeniu z mocniejszą końcówką wczorajszych notowań są to idealne warunki do tego aby wejść na wyższe poziomy. Jak się jednak okazało optymizm z początku dnia był ulotny.
Im dłużej trwa sesja tym wskaźnik największych spółek naszego parkietu jest coraz bliżej poziomu zamknięcia z wczoraj. O godz. 12.30 zyskiwał już tylko 0,1 proc. Podobnie zachowują się pozostałe wskaźniki GPW. mWIG40 traci symboliczne 0,1 proc., natomiast sWIG80 zyskuje 0,05 proc.
Na razie trudno oczekiwać aby ten marazm miał się skończyć. Do handlu nie zachęca też postawa innych europejskich rynków. Zarówno DAX czy też CAC40 również oscylują przy poziomie z wczorajszego zamknięcia.
Bierna postawa europejskich rynków to m.in. pokłosie praktycznie pustego kalendarza makroekonomicznego. Co prawda poznaliśmy dziś dane dotyczące inflacji w strefie euro, ale tak jak można było się spodziewać przeszły one przez rynek bez echa.
Wydaje się, że jedyną nadzieją na to, że w końcu w parkietach Starego Kontynentu zacznie się coś dziać jest wejście do gry inwestorów ze Stanów Zjednoczonych. To głównie dzięki nim wczoraj WIG20 w drugiej części dnia podniósł się z kolan i odrobił poranną straty.