Jeszcze zanim piątkowa sesja się rozpoczęła było wiadomo, że trudno będzie o wzrosty na zakończenie tygodnia. Strach, który wywołała perspektywa wojny handlowej, już w czwartek odcisnął mocne piętno w Stanach Zjednoczonych. Później kolor czerwony zawitał w Azji, więc było praktycznie pewne, że również w Europie trzeba będzie się zmierzyć z presją podaży.
I faktycznie tak było. WIG20 już na początku dnia tracił 1 proc. Oczywiście podaż dominowała nie tylko w Warszawie, ale również na innych rynkach Starego Kontynentu. O ile jednak początek dnia łatwo było przewidzieć, tak już wielką niewiadomą było to, co może wydarzyć się w kolejnych godzinach handlu.
Szukając pozytywów w tej nieciekawej sytuacji cieszyć się można przede wszystkim z tego, że wyprzedaż nie nabrała tempa. Jakby tego było mało cześć inwestorów wykorzystała przecenę do powrotu na rynek. O szale zakupów oczywiście nie mogłoby być mowy, ale z każdą godziną handlu WIG20 odrabiał poranne straty. Głównie jednak czynił to własnymi siłami. Niemiecki DAX czy też francuski CAC40 praktycznie przez cały dzień traciły około 1,5 proc. Tymczasem rodzimy indeks 20 największych firm naszego parkietu zaczął tracić „tylko” około 0,7 proc. Pewnie byłoby jeszcze lepiej gdyby pomogli nam Amerykanie. Tam rozpoczęcie sesji wypadło neutralnie, jednak później sytuacja zaczęła się pogarszać. W momencie zamknięcia handlu w Warszawie, indeks S&P500 tracił 0,3 proc. To przekreśliło szansę na szarżę byków w końcówce dnia na GPW.
Ostatecznie WIG20 straci 0,74 proc. Biorąc pod uwagę nastroje panujące na rynkach wynik ten nie jest jeszcze dramatem, chociaż oczywiście ciężko też o optymizm. Tym bardziej, że sytuacja techniczna znów preferuje scenariusz spadkowy.
Cały tydzień ciężko uznać za udany. WIG20 stracił 1,2 proc. Wszystko wyglądało całkiem nieźle do środy. W czwartek i piątek nastroje wyraźnie się pogorszyły za co odpowiadali przede wszystkim Amerykanie. Od pewnego czasu wiadomo jednak, że bez kontynuacji hossy na Wall Street nie mamy większych szans na solidniejsze wzrosty na GPW.