Zachowanie indeksów na warszawskiej giełdzie zaczyna być coraz bardziej irytujące. Obserwację tego, co się dzieje na rynku, można byłoby w sumie zaczynać od ostatniej godziny handlu.
Taki scenariusz przerabialiśmy już w poniedziałek. W ciągu dnia WIG20 zyskiwał na wartości, jednak pod koniec sesji sytuacja zmieniła się o 180 stopni i wskaźnik największych spółek zakończył dzień spadkiem rzędu prawie 0,9 proc. We wtorek znowu okazało się, że z prawdziwymi emocjami na GPW mamy do czynienia dopiero na ostatniej prostej. W ciągu dnia nie działo się bowiem praktycznie nic ciekawego. WIG20 oscylował przy poziomie zamknięcia z poniedziałku. Pozytywnie na tle całego rynku wyróżniali się producenci gier. Mocno rosły zarówno akcje CD Projektu, jak i 11 bit studios. Przez długi czas były to jednak nieliczne jasne punkty wtorkowych notowań. Na drugim biegunie było Gino Rossi, które rozczarowało wynikami sprzedaży za kwiecień.
Na usprawiedliwienie naszego rynku można powiedzieć, że inne parkiety miały swoje problemy. Niemiecki DAX oraz francuski CAC40 cały dzień spędziły pod kreską. Również początek dnia w Stanach Zjednoczonych nie napawał zbytnim optymizmem. I kiedy wydawało się, że sesję w Warszawie można spisać na straty, doszło do zwrotu akcji. Na pół godziny przed zamknięciem handlu WIG20 zaczął wyraźnie zyskiwać na wartości. Ostatnia prosta to już prawdziwa szarża byków, dzięki której nasz rynek nagle znalazł się w europejskiej czołówce. Ostatecznie WIG20 zyskał 1 proc. Wynik ten, patrząc na przebieg całej sesji, a także na to, co działo się na innych rynkach, musi robić wrażenie. Jakby tego było mało, wszystko to wydarzyło się przy stosunkowo wysokiej aktywności inwestorów. Obroty przekroczyły 900 mln zł, co patrząc na kilka ostatnich sesji, można uznać już za mały sukces. Oczywiście mimo udanej sesji nie ma co popadać w samozachwyt. WIG20 od kilku tygodni porusza się w przedziale 2200–2300 pkt i na razie nie zanosi się, aby miało się to zmienić. Przypadkowe ruchy w ostatnich fragmentach sesji każą zachować czujność.