Po dniu przerwy do handlu wracali inwestorzy z Wielkiej Brytanii oraz Stanów Zjednoczonych. Dodatkowo rynek szykował się na rebalancing w indeksach MSCI EM, który zaplanowano po wtorkowej sesji. I faktycznie na rynku sporo się działo, ale przede wszystkim w drugiej części notowań.
Początek dnia był dość niemrawy. Ani popyt, ani podaż przez długi czas nie miały pomysłu, jak rozegrać sesję po swojemu. Niby niewielką przewagę miały na rynku byki, jednak właściwie w każdej chwili sytuacja mogła się zmienić, szczególnie że na największych europejskich rynkach dominował kolor czerwony. Nasz rynek okazał się jednak odporny na presję otoczenia.
Pierwszy bardziej zdecydowany ruch na naszym parkiecie widzieliśmy dopiero, kiedy do gry wszedł kapitał ze Stanów Zjednoczonych. Niewielkie zwyżki na Wall Street były wystarczającą zachętą do tego, aby popyt zdecydował się na atak również w Warszawie. WIG20 zaczął zyskiwać nawet ponad 1 proc. i znalazł się powyżej psychologicznej bariery 2200 pkt. Za wcześnie jednak było na ogłaszanie sukcesu. Wielką niewiadomą stanowiło zamknięcie notowań i wpływ zmian w MSCI EM na nasz rynek. Jak się okazało, wydarzenie to praktycznie zabrało cały wzrost wypracowany w ciągu dnia. WIG20 zyskał jedynie 0,15 proc., mWIG40 urósł o 0,5 proc., zaś sWIG80 o 0,2 proc.
Przetasowania w MSCI EM miały wpływ nie tylko na indeks WIG20. Odbiły się one także na obrotach akcjami. Na całym rynku wyniosły one prawie 2 mld zł, co jeśli chodzi o naszą giełdę, nie jest zbyt częstą sytuacją. ¶