Przypomnijmy ideę – relacja między wartością akcji i wszystkich instrumentów finansowych, w tym dłużnych, skorelowana była historycznie (i nic nie wskazuje na to by ta korelacja znikła) z przyszłymi dziesięcioletnimi stopami zwrotu z akcji za oceanem. O modelu można też myśleć w kategoriach wielkiego portfela inwestycyjnego, w którym udział akcji (alokacja) rośnie w trakcie hossy i maleje w trakcie bessy. Im większy ten udział, tym akcje droższe i mniej atrakcyjne na przyszłość.
Bazując na najświeższych oficjalnych danych, na koniec I kwartału relacja ta wyniosła 43,6 proc., co historycznie zapowiadało zysk z S&P 500 Total Return rzędu niespełna 4 proc. w skali roku, średnio przez kolejnych dziesięć lat. Szacujemy, że obecnie ta kalkulacja nie zmieniła się zasadniczo od marca.
Jak to skomentować? Perspektywy dla długoterminowych stóp zwrotu na Wall Street nie wyglądają rewelacyjnie, ale też nie wyglądają tragicznie (na szczytach bańki internetowej na przełomie wieków szacunek mówiłby o ujemnych stopach zwrotu w przyszłości). Warto przy tym pamiętać, że w tzw. międzyczasie mogą się pojawiać okazje do zakupów po lepszych cenach – tak jak w grudniu, kiedy pod wpływem tąpnięcia S&P 500 szacunek podskoczył do ok. 6 proc. w skali roku. Na takie okazje warto zapewne mieć zapas gotówki.¶
Tomasz Hońdo starszy analityk, Quercus TFI