Od początku dnia na rynku karty rozdawały niedźwiedzie. Jeszcze na starcie ich przewaga nie była zbyt duża (WIG20 rozpoczął dzień 0,4 proc. pod kreską), co dawało nadzieje, że w kolejnych godzinach handlu popyt znowu o sobie przypomni. Tym razem jednak nic takiego się nie stało, szczególnie że i kupujący nie mieli tego dnia zbyt wiele argumentów.

Z każdą upływającą godziną notowań przewaga niedźwiedzi rosła. Martwić mogło jednak to, że nasz rynek szybko znalazł się w ogonie europejskiej stawki. Co prawda na innych rynkach Starego Kontynentu również przeważał kolor czerwony, ale u nas świecił on wyjątkowo mocno. Dość powiedzieć, że już w południe indeks największych spółek był ponad 2 proc. pod kreską. Największe europejskie parkiety w tym czasie traciły około 0,5 proc.

Foto: GG Parkiet

Nasz rynek nadziei upatrywał w Amerykanach. Ci po dniu przerwy wracali do handlu i otwartym było pytanie, w jakim stylu to uczynią. Niestety, i z tej strony przyszło rozczarowanie. Od początku dnia na Wall Street mieliśmy do czynienia ze spadkami, które właściwie przekreśliły szanse na jakieś większe odbicie na GPW. Ostatecznie więc do końca dnia WIG20 pozostał już pod kreską. Co prawda część strat udało się odrobić, ale spadek rzędu 1,7 proc. raczej nie napawa optymizmem. Warto jednak zwrócić uwagę na stosunkowo niską aktywność inwestorów. Obroty nie przekroczyły 600 mln zł, co oznacza, że na razie nie ma mowy o panicznej wyprzedaży. ¶