Początek dnia należał do byków. WIG20 już na starcie zyskał 0,6 proc. Z drugiej strony otoczenie nie pozostawiało większego wyboru. Dzień wcześniej mieliśmy do czynienia z solidnymi wzrostami na rynku amerykańskim. Udane otwarcie notowań na GPW o niczym jednak nie świadczyło. Inwestorzy mieli bowiem świeżo w pamięci środową sesję, gdzie również początek dnia był bardzo optymistyczny, a skończyło się tym, że WIG20 zamknął dzień pod kreską. Po pierwszej godzinie czwartkowego handlu wydawało się, że będziemy mieli powtórkę z rozrywki. Początkowy optymizm szybko bowiem wyparował i indeks największych spółek naszego parkietu zjechał w okolice zamknięcia ze środy. Popyt szybko próbował wyprowadzić kontrę, ale okazała się ona skuteczna tylko na krótką metę. Podaż nie pozwoliła o sobie zapomnieć i właściwie od południa na naszym rynku zaczęło się męczące przeciąganie liny między popytem i podażą. Sytuacja ta była frustrująca, ponieważ na innych europejskich parkietach byki miały jednak dość wyraźną przewagę. Nadzieją dla nas byli Amerykanie. Nasz rynek zachowywał się jednak tak, jakby w ogóle nie wierzył w moc amerykańskiego parkietu. Tuż przed rozpoczęciem notowań na Wall Street indeks WIG20 zjechał pod kreskę. Amerykanie dzień zaczęli jednak od mocnych wzrostów, które po raz kolejny napędzane były wizją rozmów handlowych między Stanami Zjednoczonymi a Chinami. WIG20 resztką sił znowu więc wyszedł nad kreskę, chociaż potencjał do wzrostów, jeśli wziąć pod uwagę otoczenie, został zaprzepaszczony. Ostatecznie główny indeks zyskał 0,2 proc.