WIG20 notowania rozpoczął od wzrostu rzędu 0,3 proc. Już jednak w pierwszej godzinie handlu podaż próbowała przejąć inicjatywę. Na niewiele się to jednak zdało. Indeks największych spółek naszego rynku co prawda na chwilę zszedł pod kreskę, ale na ripostę byków nie trzeba było długo czekać. WIG20 szybko wrócił do formy z początku notowań, co oznaczało nieznaczny wzrost. Sytuacja ta utrzymywała się przez kolejne godziny. I nawet pewnie można byłoby narzekać na brak zmienności i niezdecydowanie inwestorów, gdyby nie to, co działo się na innych europejskich rynkach. Tam przeważał kolor czerwony. W efekcie WIG20, mimo nawet niewielkiego wzrostu, był wzorem dla europejskich parkietów.
Kiedy jednak do gry weszli inwestorzy ze Stanów Zjednoczonych, wydawało się, że i tych niewielkich zwyżek na GPW nie uda się utrzymać. Wall Street zaczęła bowiem dzień od wyraźnej przeceny, przez co i WIG20 zjechał pod kreskę. Na szczęście czarny scenariusz się nie ziścił. Popyt w Warszawie tylko na chwilę złapał zadyszkę. Na ostatniej prostej byki wyprowadziły kolejny cios i ostatecznie WIG20 zakończył dzień nad kreską. Zyskał 0,5 proc. Oczywiście nie jest to wybitne osiągnięcie, ale ma ono zupełnie inną wartość, jeśli spojrzymy na to, w jakim otoczeniu zostało wypracowane. Główne europejskie indeksy traciły pod koniec dnia około 1 proc. Z kolei wskaźniki na Wall Street zniżkowały ponad 1 proc. Aby jednak nie było tak kolorowo, dodajmy, że wtorkowym ruchom w Warszawie towarzyszyła stosunkowo niewielka aktywność inwestorów. Obroty na GPW wyniosły niecałe 700 mln zł. Jest to oczywiście lepszy wynik niż w poniedziałek, ale i tak daleki od ideału.