Po czwartkowym marazmie, jaki panował na warszawskiej giełdzie, w piątek inwestorzy na brak emocji nie mogli raczej narzekać. Problem jednak w tym, że posiadacze akcji mieli niewiele powodów do optymizmu. Od początku dnia na naszym parkiecie przeważał bowiem kolor czerwony. Już na starcie WIG20 stracił 0,3 proc. Jak się później okazało był to tylko wstęp do dalszych wydarzeń. W miarę upływu czasu niedźwiedzie zdobywały coraz większą przewagę. Już w połowie sesji indeks największych spółek tracił ponad 1 proc. i tym samym był jednym z najsłabszych w Europie. Nawet wzrostowy początek notowań na Wall Street nie był wystarczającym powodem, aby na GPW pojawił się nieco większy optymizm. Kiedy sygnał zza oceanu został zignorowany, pytaniem było już nie "czy" tylko jak mocny będzie spadek. Ostatecznie WIG20 stracił 1,5 proc.

Kulą u nogi dla naszego rynku były w piątek banki. Absolutną czarną owcą w gronie największych spółek okazał się Alior Bank, którego papiery potaniały o prawie 15 proc. To efekt informacji o odpisach, które są konsekwencją wyroku TSUE w sprawie prowizji w przypadku wcześniejszej spłaty kredytów konsumpcyjnych. Cierpiał jednak nie tylko Alior. Inwestorzy wyprzedawali także akcje innych banków, chociaż oczywiście skala ich przeceny była dużo mniejsza. Blisko 3 proc. straciły na wartości akcje Santander Banku Polska. PKO BP spadł o 2,3 proc., a mBank o 2,4 proc. Prawie o 3,8 proc. przecenione zostały także akcje PZU. Ubezpieczyciel jest bowiem akcjonariuszem Alior Banku.

Gdyby nie piątkowa sesja, cały tydzień na warszawskiej giełdzie można byłoby uznać nawet za udany. WIG20 od poniedziałku do czwartku zyskał ponad 2 proc. Po piątkowych spadkach bilans nie jest już tak korzystny. Indeks największych spółek zakończył tydzień na plusie, ale ostatecznie zyskał "tylko" 0,5 proc. A jak wiadomo, nieważne jak się zaczyna, ale jak się kończy.