Początek tygodnia na GPW upłynął bowiem pod znakiem ponadprzeciętnych wzrostów. Dość wspomnieć, że WIG20 zyskał w poniedziałek ponad 3 proc. Powtórzenie tego wyniku było praktycznie niemożliwe. Bardziej prawdopodobne wydawało się uspokojenie nastrojów bądź też nawet korekta. Ostatecznie przerabialiśmy ten pierwszy scenariusz.
Od startu wtorkowej sesji na rynku dało się wyczuć spore niezdecydowanie. WIG20 przez długi czas oscylował przy poziomie zamknięcia z poniedziałku. Każda próba ataku byków czy też niedźwiedzi była tłumiona w zarodku. W takiej atmosferze mijały kolejne godziny handlu. Inna sprawa, że tym razem też brakowało impulsów z zewnątrz, które mogłyby zachęcić inwestorów do bardziej zdecydowanych działań. Największe europejskie rynki, tak samo jak Warszawa, miały bowiem problem z obraniem kierunku.
Siłą rzeczy uwaga inwestorów przeniosła się na to, co zrobią gracze ze Stanów Zjednoczonych. Ci zaczęli dzień od zakupów i wydawało się, że to jest klucz do mocniejszych wzrostów na GPW. W pewnym momencie WIG20 zyskiwał nawet ponad 0,5 proc. Radość byków była jednak przedwczesna. Zanim zakończyły się notowania w Warszawie, amerykańskie indeksy wykonały zwrot i znalazły się pod kreską. To skutecznie ostudziło zapał kupujących na naszym rynku i WIG20 znowu znalazł się przy poziomie zamknięcia z poniedziałku. W takiej atmosferze dotrwaliśmy już do zamknięcia notowań. Ostatecznie WIG20 zyskał 0,37 proc.
Oczywiście po tym, co się działo na rynku w poniedziałek, taki wynik nie może robić wrażenia. Z drugiej strony ciężko spodziewać się, żebyśmy codziennie mieliśmy do czynienia z podobnymi wzrostami. Najważniejsze, że technika na razie nadal faworyzuje byki. ¶