Indeks największych spółek naszego parkietu rozpoczął dzień na nieznacznym plusie. Jak się później okazało, był to szczyt możliwości byków tego dnia. W zasadzie już w pierwszej godzinie handlu popyt został zepchnięty do defensywy, przez co WIG20 tracił około 0,5 proc. Niby nie była to jakaś nadzwyczajna przecena, ale i tak skutecznie zakłóciła spokój inwestorów. W tym czasie na innych europejskich rynkach obserwowaliśmy bowiem wzrost. Warszawa znowu więc była w ogonie Europy.
Pusty kalendarz makroekonomiczny sprawił, że druga część dnia upływała na oczekiwaniu na start notowań na Wall Street. Do tego momentu nasz rynek trwał w zawieszeniu. W poszukiwaniu większej zmienności i emocji wywołaliśmy jednak nieco wilka z lasu. Początek dnia na rynku amerykańskim przyniósł bowiem nieznaczną przecenę. To jednak był wystarczający powód, aby europejskie indeksy oddały dużą część porannego wzrostu, a Warszawa zaliczyła jeszcze mocniejszy spadek, stając się absolutnym outsiderem wtorkowej sesji. Na ostatniej prostej notowań można było się już tylko zastanawiać, jak głęboka będzie przecena. Ostatecznie WIG20 stracił 1 proc. Po tym, co działo się na rynku we wtorek, raczej trudno z optymizmem patrzeć w przyszłość.