WIG20 rozpoczął notowania 0,3 proc. pod kreską, co było jasnym sygnałem, kto rozdaje karty na rynku. Jakby tego było mało, w kolejnych godzinach handlu podaż jeszcze przycisnęła. Z jednej strony nie sprzyjało nam otoczenie. Większość europejskich rynków też borykała się z przeceną, jednak nie była ona tak mocna jak u nas. W połowie sesji WIG20 tracił około 0,7 proc., podczas gdy niemiecki DAX czy francuski CAC40 spadały o około 0,3 proc. Z drugiej strony Warszawa miała swoje problemy. Pod presją znowu znalazły się banki. PKO BP, Alior Bank czy Santander Bank Polska traciły w ciągu dnia nawet 3 proc. Powód? Znowu wrócił temat kredytów frankowych.
Sąd Najwyższy w jednej ze spraw dotyczącej kredytu frankowego uchylił wcześniejszy wyrok Sądu Apelacyjnego i nakazał ponowne rozpatrzenie sprawy przy uwzględnieniu niedawnego orzeczenia TSUE. W rywalizacji kredytobiorcy – banki kolejny punkt zdobyła więc ta pierwsza strona. To najlepszy dowód na to, że o temacie kredytów frankowych nie da się łatwo zapomnieć.
W takich okolicznościach trudno było o zwyżki na warszawskim parkiecie. Co prawda na ostatniej prostej popyt próbował coś ugrać, ale na niewiele to się zdało. Tym bardziej że i impulsów do działania brakowało. Przede wszystkim wolne mieli inwestorzy w Stanach Zjednoczonych. W ostatecznym rozrachunku WIG20 stracił 0,56 proc.