Przed środową sesją WIG20 miał na koncie sześć spadkowych dni z rzędu. Wcześniej czy później choćby chwilowe odreagowanie musi się pojawić. Część inwestorów wierzyła, że nastąpi to właśnie w środę. I faktycznie w pierwszej części dnia wydawało się, że ten scenariusz się ziści. Później jednak znów pojawiła się niepewność i kolejne znaki zapytania.
Już sam start notowań podsycał nadzieje na odbicie notowań. WIG20 dzień zaczął 0,3 proc. nad kreską. W miarę upływu czasu byki powiększały swoją przewagę. Po dwóch godzinach handlu indeks największych spółek naszego parkietu był już ponad 1 proc. nad kreską. Dodatkowo naszemu rynkowi sprzyjało otoczenie. Na większości europejskich rynków również dominował kolor zielony. Szczególnie mocno świecił na Węgrzech, gdzie tamtejszy BUX zyskiwał prawie 2 proc.
Jak się jednak okazało w przypadku indeksu WIG20, wzrost z pierwszej części był wszystkim, na co było stać byki. Pierwsza rysa w pozytywnym obrazie pojawiła się w połowie notowań, kiedy główny wskaźnik naszego rynku oddał część porannego wzrostu. Co prawda nadal zyskiwał około 0,6 proc., ale to mogło być już pierwszym sygnałem ostrzegawczym dla inwestorów. Ci, którzy wzięli go na poważnie, na pewno tego nie pożałowali.
W drugiej części notowań karty na rynku zaczęły rozdawać niedźwiedzie. Działo się to, mimo że na innych europejskich giełdach utrzymywały się zwyżki, a i indeksy amerykańskie zaczęły dzień od ruchu na północ.