WIG20 po trzech wzrostowych sesjach od początku wtorkowych notowań wykazywał ochotę na więcej. Problem jednak w tym, że argumentów i impulsów do wzrostu było jak na lekarstwo. Start sesji – 0,4 proc. na plusie – można było więc uznać za sukces, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę, że na innych europejskich parkietach przeważał jednak kolor czerwony. Mijały kolejne godziny handlu, a układ sił w Europie się nie zmieniał. Największe rynki traciły około 0,5 proc., a nasz parkiet dzielnie bronił swojego dorobku z początku dnia. Byki rozpędzały się powoli, ale w drugiej części dnia była to w zasadzie gra do jednej bramki. Skala wzrostu na naszym rynku przybierała na sile wraz ze zbliżającym się początkiem notowań na Wall Street. W pewnym momencie WIG20 był ponad 1 proc. nad kreską.
Amerykanie co prawda rozpoczęli dzień tylko od symbolicznych zwyżek, ale nie było to w stanie zmącić obrazu naszego parkietu. Do końca dnia byki kontrolowały już sytuację. Ostatecznie WIG20 zamknął dzień 0,9 proc. nad kreską. Seria wzrostowych dni w przypadku tego indeksu została wydłużona do czterech.
Fakt ten oczywiście cieszy, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że byliśmy jednym z najsilniejszych parkietów w Europie. Z drugiej strony trzeba też pamiętać, że nasz rynek ma co odrabiać. Patrząc w dłuższym okresie, wciąż nie mamy zbyt wielu powodów do zadowolenia.
W tym roku nasz rynek nadal wyraźnie przegrywa nie tylko z największymi parkietami, ale także z rynkami, które tak jak Warszawa zaliczane są do grona rozwijających się.