WIG20 stracił wtedy 0,8 proc. i zjechał poniżej 2100 pkt. Planem minimum był powrót powyżej tego poziomu. Łatwo nie było, ale ostatecznie się udało. Pierwsze minuty wtorkowej sesji dawały nadzieję, że będzie ona upływała pod dyktando byków. WIG20 zyskiwał na początku dnia około 0,7 proc. Przez moment byki próbowały się jeszcze rozpędzić, ale szybko nadziały się na kontrę. Wystarczyła godzina handlu, aby z popytu uszło powietrze. Zamiast atakować wyższe rejony, trzeba było się więc bronić przed tym, by nie zjechać poniżej poziomu poniedziałkowego zamknięcia.
Nie było to wcale takie proste. Przez wiele godzin na WIG20 przewaga byków była jedynie symboliczna. Kontrastowało to z tym, co działo się na innych europejskich rynkach, gdzie kolor zielony świecił zdecydowanie mocniej. Niemiecki DAX czy francuski CAC40 zyskiwały w ciągu dnia około 0,8 proc. Udany początek notowań w USA dodał natomiast skrzydeł także inwestorom w Warszawie. Po wielogodzinnym niezdecydowaniu znowu ruszyli oni na zakupy. WIG20 zaczął wyraźnie zyskiwać i widmo przeceny zostało skutecznie oddalone. Pytanie brzmiało już tylko, jak duże będą to zwyżki. Ostatecznie indeks największych firm naszego parkietu zyskał 0,7 proc. Powiódł się plan powrotu powyżej 2100 pkt – zamknięcie wypadło na poziomie 2107 pkt.
O przełomie nie może być jednak mowy. Jeśli spojrzeć na WIG20 od początku roku, okazuje się, że nadal jest on pod kreską. ¶