Wyprzedaż akcji na warszawskiej giełdzie spowodowana rozprzestrzeniającym się koronawirusem trwa w najlepsze. Po poniedziałkowym nokaucie (WIG20 stracił 4,2 proc.), we wtorek indeks największych spółek naszego parkietu przyjął kolejny cios. Pytanie gdzie jest dno nadal zostaje otwarte.
Na początku dnia wydawać się jeszcze mogło, że byki zechcą się odegrać po poniedziałkowej porażce i wyprowadzą jakąś kontrę. W pierwszych minutach handlu WIG20 zyskiwał około 0,2 proc. Nie był to oszałamiający wynik, ale cieszył fakt, że udało się opanować emocje. Radość ta była jednak przedwczesna. Minęły zaledwie dwie godziny handlu, a indeks największych spółek zjechał pod kreskę i bynajmniej nie był to symbolicznym ruch. Straty sięgały 2 proc. i plany by obronić okrągły poziom 2000 pkt spaliły na panewce. Podaż wyprowadzała kolejne ciosy. W połowie notowań WIG20 tracił 2,5 proc., a w gronie blue chips nie było spółki, która byłaby na plusie.
Z jednej strony przecena związana z obawami o rozprzestrzeniającego się koronawirusa była uzasadniona, z drugiej strony jednak skala przeceny robiła już wrażenie. Owszem, na innych europejskich rynkach również dominował kolor czerwony, ale nie świecił on tak mocno jak w Warszawie. Niemiecki DAX czy też francuski CAC40 traciły około 1 proc. Można więc powiedzieć, że tradycji stało się zadość i w najgorętszych okresach jak zwykle najmocniej odrywa Warszawa.
Jedyną nadzieją dla byków byli Amerykanie. Ci tylko jednak na starcie notowań próbowali coś ugrać. Później również i na Wall Street byki rzuciły ręcznik. To było ostatecznym ciosem dla naszego rynku. Do końca dnia podaż kontrolowała już sytuacja i w zasadzie pozostawało już tylko pytanie, jak duży będzie wymiar kary. Ostatecznie WIG20 stracił 2,8 proc. i zamknął dzień na poziomie 1945 pkt. Wszystko to działo się przy dużej aktywności inwestorów. Obroty na całym rynku przekroczyły 1,1 mld zł, co najlepiej świadczy o tym, że to globalny kapitał odwrócił się od bardziej ryzykownych aktywów, do których zalicza się akcje notowane na warszawskiej giełdzie. Dla porządku dodajemy jeszcze, że we wtorek straty poniosły także średnie. mWIG40 stracił 1,9 proc. Dzielnie w tym otoczeniu radził sobie sWIG80, który spadł zaledwie 0,04 proc.
Trzymając się terminologii bokserskiej można powiedzieć, że nasz rynek jest obecnie na deskach i trwa jego liczenie. Nikt nie wie, gdzie jest dno i kiedy nastąpi odbicie. Na pewno nie pomagają w tym kolejne informacje o nowych przypadkach koronawirusa. Z drugiej strony po dwóch dniach mocnej przeceny nawet chwilowe odbicie byłoby czymś naturalnym. Na rynku rządzą jednak emocje i ciężko jest cokolwiek przewidzieć.