Do dużych zmian wartości indeksów oraz podwyższonej zmienności inwestorzy zdążyli się już chyba przyzwyczaić. Dlatego kiedy WIG20 na starcie wtorkowych notowań zyskiwał 4 proc., nie strzelały korki od szampana. Tym bardziej że rynek nie otrząsnął się jeszcze dobrze po poniedziałkowym ciosie. Na początku tygodnia indeks największych spółek spadł o 5,6 proc. Wzrostowy start wtorkowej sesji tylko po części zdołał zmazać te niemiłe wspomnienia. Inwestorom z pewnością byłoby łatwiej zapomnieć o poniedziałkowej przecenie, gdyby WIG20 w kolejnych godzinach handlu wspinał się na coraz wyższe poziomy. Z tym jednak był duży problem. Niby cały czas mieliśmy do czynienia z solidnymi zwyżkami, ale przez większość dnia wahały się one w graniach 3–4 proc. Kontrastowało to z postawą innych europejskich rynków, gdzie odbicie było zdecydowanie bardziej okazałe. Niemiecki DAX w ciągu dnia zyskiwał ponad 8 proc., z kolei francuski CAC40 rósł o ponad 6 proc. Do tego trzeba jeszcze dołożyć udany start notowań w Stanach Zjednoczonych. Amerykańskie indeksy zyskiwały w pierwszym fragmencie notowań nawet ponad 7 proc.

GG Parkiet

Patrząc na to otoczenie, tym bardziej można być rozczarowanym postawą Warszawy. WIG20 ostatecznie zyskał bowiem „tylko" 3,3 proc. i zamknął dzień na poziomie 1451 pkt. Pytanie tylko, jak to się ma do ponad 8-proc. zwyżek, jakie obserwowaliśmy na niektórych rynkach we wtorek. ¶