W środę nawet na moment nie pojawiła się nadzieja na to, że wzrostową passę z ostatnich dni uda się podtrzymać. Karty od samego startu notowań rozdawały niedźwiedzie. WIG20 sesję zaczął 1,5 proc.pod kreską. Ostatnie tygodnie na rynku przyzwyczaiły jednak, że do porannych zmian nie ma sensu zbytnio się przywiązywać, ani też traktować ich jako wyznacznik na dalszą część dnia. Rynek potrafił bowiem wychodzić z głębokiej defensywy, jak również pogłębiać straty. Tym razem jednak przerabialiśmy inny scenariusz. Mijały bowiem kolejne godziny handlu, a indeks największych spółek trwał praktycznie w martwym punkcie. W połowie sesji tracił 1,7 proc. Oczywiście z takiego wyniku ciężko było być zadowolonym, ale i tak trzeba podkreślić, że nasz rynek całkiem nieźle prezentował się na tle największych giełd. We Francji czy też w Niemczech spadki w ciągu dnia przekraczały ponad 3 proc.
Na większe emocje przyszło nam czekać do startu notowań na Wall Street. Już jednak postawa kontraktów na amerykańskie indeksy sugerowała, że Amerykanie raczej nie będą wsparciem dla europejskich giełd, a wręcz przeciwnie. Handel na rynku kasowym w Stanach Zjednoczonych rozpoczął się od prawie 3-proc. spadku, co pogłębiło spadki w Europie, w tym również w Warszawie. WIG20 ostatecznie stracił 2 proc.