W środę sytuacja zmieniła się o 180 stopni. Na rynku panował pesymizm, co przełożyło się na mocne spadki. Czwartkowa sesja miała jeszcze inne oblicze. Tym razem przez długi okres panowało niezdecydowanie i dopiero w końcówce notowań podaż zdobyła nieco większą przewagę. Ale po kolei...
Dzień rozpoczął się od symbolicznych zwyżek. WIG20 w pierwszych minutach handlu zyskiwał około 0,3 proc. I chociaż nie był to nadzwyczajny wynik, to dawał nadzieję, że po środowych spadkach przyjdzie odbicie. Problem jednak w tym, że popyt nie poszedł za ciosem. Mijały kolejne godziny handlu, a indeks stał praktycznie w miejscu. Odstawaliśmy tym samym od innych europejskich rynków, gdzie jednak byki były w stanie wyraźniej zaznaczyć swoją przewagę. Na tym nie koniec.
W drugiej połowie notowań na naszym parkiecie zaczęło się dziać nieco więcej. Przewagę zdobywały niedźwiedzie, sprowadzając tym samym indeks blisko 1 proc. pod kreskę. Zaczęły się także pogarszać nastroje na innych rynkach. Niemiecki DAX, który zyskiwał ponad 1 proc., również zjechał pod kreskę. Życia nie ułatwiali Amerykanie, którzy po zwyżkach na początku sesji przystąpili do realizacji zysków. To był wyraźny sygnał, że bykom w Warszawie będzie ciężko cokolwiek ugrać. WIG20 ostatecznie stracił 0,5 proc. ¶