Już sam start notowań wskazywał, że poniedziałkowy wzrost były nieco na wyrost. WIG20 na „dzień dobry" znalazł się ponad 1 proc. pod kreską. Inna sprawa, że otoczenie nie pozostawiało wielkiego wyboru. Mocne spadki w Stanach Zjednoczonych, a także na rynkach azjatyckich, połączone z gigantyczną przeceną ropy naftowej stanowiły czynniki, wobec których trudno było przejść obojętnie.
Początkowa przecena z perspektywy późniejszych wydarzeń i tak jednak była łagodna. W miarę upływu czasu niedźwiedzie się rozkręcały. W połowie notowań WIG20 tracił już ponad 3 proc., a pod kreską były wszystkie spółki wchodzące w skład tego indeksu. Jakby problemów było mało, to dodatkowo Warszawa plasowała się w ogonie europejskiej stawki. Na innych rynkach też przeważały spadki, ale ich skala nie była tak duża, jak na naszym rynku. Niemiecki DAX w połowie notowań był 2,5 proc. na minusie, a francuski CAC40 tracił 2 proc.
Gwoździem do trumny dla naszego rynku okazał się słaby start notowań na Wall Street. Już na początku handlu amerykańskie indeksy zjechały ponad 2 proc. pod kreskę i tym samym trzeba było się pogodzić z faktem, że nic już nie jest w stanie uratować sesji w Warszawie. Zastanawiać się można było tylko, jak mocna będzie przecena. WIG20 stracił ostatecznie 4,1 proc. ¶