Na prawdziwe emocje trzeba było czekać do ostatniej godziny notowań. Wtedy to wyraźniej przycisnęła podaż, która nie oddała zwycięstwa aż do końca dnia.
Od początku dnia byliśmy świadkami niezdecydowania. Niby w pierwszych minutach handlu przewagę miały byki, ale była ona nieznaczna. WIG20 rósł około 0,3 proc. I te zwyżki szybko zniknęły. Podaż wyprowadziła kontrę, które jednak również okazała się mało skuteczna. Później swoje pięć minut znowu miały byki. I tak w kółko.
Nie pomagała m.in. postawa spółek, które ostatnio były motorem napędowym rynku. Taniały zarówno akcje KGHM, jak i firm energetycznych. Nie pomagało także otoczenie. Większość europejskich rynków znajdowała się bowiem pod kreską.
Układu sił nie zmieniło również wejście do gry inwestorów ze Stanów Zjednoczonych. Ci zaczęli dzień od niewielkiej przeceny, ale jej wpływ na europejskie notowania był raczej ograniczony. Kiedy więc wydawało się, że wtorkowa sesja nie przyniesie już żadnych atrakcji, w ostatniej godzinie handlu do głosu zaczęli dochodzić sprzedający. Podaż też była jednak wybiórcza i skoncentrowała się przede wszystkim na spółkach energetycznych. To jednak wystarczyło, aby popsuć nastroje na rynku. Niedźwiedzie zdobyły więc przewagę, której nie oddały aż do końca dnia, chociaż tuż przed samym zamknięciem notowań byki zerwał się jeszcze do szarży. Udało się odrobić tylko część strat. WIG20 spadł 0,4 proc. ¶