Inwestorzy którzy liczyli, że czwartkowa sesja przyniesie wzrosty na warszawskim parkiecie srodze się rozczarowali. Od początku do końca dnia na rynku dominowały niedźwiedzie, a WIG20 nawet przez moment nie zbliżył się do środowego poziomu zamknięcia. Wygląda więc na to, że korekta na dobre zagościła do Warszawy.
Podaż już na dzień dobry przeprowadziła szturm. WIG20 w pierwszych minutach handlu tracił ponad 1 proc. Ruch ten był zrozumiały biorąc pod uwagę to, co dzień wcześniej działo się na Wall Street oraz to, jak zachowywały się giełdy azjatyckiej. Tam niepodzielnie rządziły niedźwiedzie, które nie pozostawiły złudzeń również inwestorom w Warszawie.
Szczęście w nieszczęściu, że ruch spadkowy nie przybrał na sile. Mało tego, byki nawet próbowały się odgryźć. Część poranny strat udało się nawet odrobić. WIG20 w połowie notowań tracił bowiem 0,7 proc. Nijak to się miało do zachowania największych europejskich rynków. Niemiecki DAX w połowie dnia wyszedł bowiem na plus.
I tak jednak najważniejsze tego dnia było to, co zrobią Amerykanie. Ci jednak zaczęli dzień od spadków, a to było wystarczającym argumentem do tego, aby niedźwiedzie również i u nas zaatakowały znowu mocniej. Karty został rozdane i było jasne, że trzeba się pogodzić z kolejną przegraną popytu. Ostatecznie WIG20 stracił 1,15 proc. i zakończył notowania na poziomie 1665 pkt. Przy obecnych nastrojach wydaje się, że powinniśmy się skupić teraz bardziej na obronie poziomu 1600 pkt, a nie na ponownym ataku na 1700 pkt.
Grupie spadkowej w gronie największych spółek przewodziła w czwartek firma CCC, której papiery potaniały o 4,3 proc. Słabo prezentował się też takie spółki jak Lotos i PGE, których akcje straciły też ponad 4 proc. Na tym tle wyróżniało się PGNiG. Jej akcje podrożały w czwartek o 2,8 proc., co biorąc pod uwagę otoczenie, należy uznać za więcej niż przyzwoity wynik.