Zdecydowana większość funduszy szerokiego rynku nie ma szans w zestawieniu z WIG w dłuższym okresie.
Wysokie koszty inwestycji
Trwa dobra passa polskich spółek. Już tylko niecałe 3 proc. dzielą WIG – indeks szerokiego rynku – od pokonania najwyższego poziomu w historii, osiągniętego w styczniu 2018 r. WIG wzniósł się wtedy nieco powyżej pułapu z połowy 2007 r. Zaraz po tamtym szczycie na światowych rynkach zapanował kryzys i wielomiesięczna bessa. Teraz WIG znów ma szansę na nowy rekord. A jak w tym czasie poradziły sobie fundusze akcji szerokiego polskiego rynku (uniwersalne)?
Nie jest tajemnicą, że fundusze akcji to najdroższe produkty w ofercie TFI, a roczne opłaty za zarządzanie sięgały nawet 3–4 proc. Teraz, w związku z rozporządzeniem regulującym opłaty za zarządzanie, jest to mniej – wszystkie fundusze otwarte mogą pobierać maksymalnie 2,5 proc., a od początku przyszłego roku 2 proc. Niestety, w dłuższym okresie tak wysokie opłaty okazały się zabójcze dla wyników inwestycji. Sytuację pogarsza fakt, że ostatnia dekada nie była udana dla krajowej giełdy. Inne indeksy w regionie, np. węgierski BUX, dawno uporały się ze szczytami z poprzedniego kryzysu. Liderem zwyżek ostatniej dekady jest z kolei giełda amerykańska.
Jak wynika z danych udostępnionych nam przez serwis analizy.pl, w okresie między 6 lipca 2007 r. (szczyty poprzedniej hossy) a 26 maja tego roku średnia stopa zwrotu funduszy akcji polskich uniwersalnych to blisko 24 proc. straty. Tylko dwa fundusze z tej grupy w tym okresie okazały się lepsze od indeksu i są to Credit Agricole Akcyjny (z oferty Santander TFI) oraz Investor Akcji Spółek Dywidendowych.