Zbyt silne euro to problem dla Europejskiego Banku Centralnego (EBC). Jego aprecjacja wpływa na obniżenie konkurencyjności towarów z eurostrefy, bowiem drożeją one dla płacących w innych walutach. Dla jednego kraju drożejące euro może być jednak wybawieniem.
Czwartkowe spotkanie bankierów centralnych Szwajcarii zapewne odbije się echem w świecie finansowym, zważywszy że w tym tygodniu będzie to jedyne spotkanie sterników polityki pieniężnej krajów rozwiniętych – podkreślają Chris Turner i Viraj Patel z banku ING.
Szwajcarzy długo przed zniesieniem obrony parytetu franka do euro na poziomie 1,2 uważali, że ich waluta jest przewartościowana. Silna waluta kraju negatywnie wpływa na jego konkurencyjność. Parytet został więc ustanowiony, by uchronić szwajcarską walutę przed zbyt silną aprecjacją w stosunku do euro w czasie kryzysu w eurostrefie i początku luzowania ilościowego. Zaprzestanie obrony waluty spowodowało, że za jedno euro zaczęto płacić nawet poniżej 1 franka. Dziś, by kupić jednostkę waluty strefy euro, trzeba zapłacić 1,15 franka.
W wywiadzie ze szwajcarską gazetą „Finanz und Wirtschaft" szef Szwajcarskiego Banku Narodowego (SNB) Thomas Jordan przyznał, że ostatnia aprecjacja euro redukuje przeszacowanie franka, jednak proces ten nie został jeszcze zakończony. Głównym problemem pozostają turbulencje wokół Półwyspu Koreańskiego, które mogą doprowadzić do ponownego umocnienia franka, uznawanego za jedną z bezpiecznych przystani inwestorów.
Zdaniem ekonomistów ING w oświadczeniu SNB kluczowe może być pojedyncze słowo. Jeżeli ze zdania „Szwajcarski Bank Narodowy uważa, że frank jest znacznie przewartościowany" zniknie przysłówek „znacznie", może to oznaczać, że interwencje przez niego podejmowane nie będą znaczne lub nie wystąpią wcale. SNB uwierzy, że polityka EBC zmieni się na jastrzębią, a suma bilansowa tego banku będzie powoli redukowana, co wpłynie na dalsze umacnianie euro.