Od wczoraj wiadomo już, że akcjonariusze Elektrimu zaczekają przynajmniej 1,5 roku zanim firma wróci na giełdę. –?2013 r. jest nierealny. Nie będziemy jeszcze gotowi z prospektem – mówił Wojciech Piskorz, prezes spółki.
Mimo to doroczne walne zgromadzenie, zdominowane przez kapitał spoczywający w spółce Delas Holding Zygmunta Solorza-Żaka (ponad 93 proc. głosów na ZWZ), zakończyło się pokojowo. Pokojowo, bo przy kawie w przyległym do siedziby spółki barku. Prezes Wojciech Piskorz odpowiadał tam na pytania m.in. inwestora indywidualnego Macieja Niebrzydowskiego (wykonywał głosy z około 5-proc. pakietu akcji Elżbiety Sjoeblom oraz Parku Bronisze).
Wcześniej na WZ Niebrzydowski ostro wyrażał żal z powodu trwającej piąty rok przerwy w notowaniach Elektrimu.
Liczą się marzenia
Według Niebrzydowskiego dla dobra inwestorów zarząd nie powinien czekać z powrotem spółki na giełdę do czasu, aż w prospekcie będą widnieć zyski i uporządkowana struktura.
– Ja nie mam na mleko dla dziecka, a pan dąży do tego, żeby Elektrim wrócił na giełdę (z akcjami – red.) po 500 zł i chodził po 505 zł. Nie taka jest Elektrimu rola. Ta spółka musi żyć. Na giełdzie nie liczą się fakty, liczą się marzenia – przekonywał Niebrzydowski Piskorza.