W czwartek w południe za papiery InPostu na warszawskim parkiecie płacono 11,63 zł, czyli o prawie 1,5 proc. więcej niż na zamknięciu środowej sesji. Wszystko wskazuje na to, że inwestorów uspokoił Rafał Brzoska, szef Rady Nadzorczej InPostu. Ten w wywiadzie na łamach „Parkietu" przekonywał, że ich reakcja na wyniki spółki i oświadczenie o ograniczeniu działalności w segmencie listów, była niezrozumiała i paniczna. W ciągu dwóch dni kurs InPostu zjechał bowiem o ponad 30 proc.

– To było przechyleniem wahadła emocji w negatywną stronę, zwielokrotnione w stosunku do tego, jaki był nasz przekaz. A przekaz jest bardzo prosty - zarząd spółki pocztowej właściwie identyfikuje sytuację i ogranicza obsługę rynku, na którym jeśli nie dojdzie do podwyższenia cen traciłby w dłuższym okresie. Rynek listów tradycyjnych gwałtownie się kurczy od kilku lat. Biorąc pod uwagę, że tracimy kontrakt sądowy, a rośniemy ponadprzeciętnie w każdym innym segmencie, przekaz jest jeden - usuwamy najgorszy segment. Segment, na którym nie zamierzamy się z Pocztą Polską ścigać na dumpingowe ceny. Logika nakazuje, że tego typu decyzje wśród inwestorów powinny uzyskać aprobatę i pochwałę - komentował Rafał Brzoska.

Decyzja InPostu o restrukturyzacji segmentu listów sprowadza się do ograniczenia oddziałów o 45 proc. i zasięgu działalności w przypadku listów zwykłych do 70 proc. populacji. To poskutkowało już zwolnieniem 2 tys. osób. Wszystko wskazuje na to, że to jednak nie koniec redukcji zatrudnienia w firmie. Brzoska zapowiada, że dojdzie bowiem do uszczuplenia kadry w centrali spółki. W I kwartale InPost miał 8,53 mln zł skonsolidowanej straty netto, wobec 5,78 mln zł zysku rok wcześniej. Strata operacyjna wyniosła 9,74 mln zł (poprzednio 7,74 mln zł zysku).