Bank Światowy prognozuje, że w tym roku PKB Ukrainy wzrośnie o 2 proc. Spodziewa się pan, że sytuacja gospodarcza kraju będzie się poprawiała?
W środowisku przedstawicieli biznesu przeważają optymistyczne nastroje. Banki komercyjne są już bardziej skłonne udzielać kredytów, przedsiębiorcy, zwłaszcza w sektorze rolniczym znowu zaczęli inwestować w zakup i modernizację maszyn, a także poważnie zastanawiają się nad inwestycjami długoterminowymi. W kontekście działalności operacyjnej IMC warto zwrócić uwagę na to, że ryzyka krajowe, charakterystyczne dla Ukrainy, nie mają dużego wpływu na naszą spółkę. Po pierwsze my nie eksportujemy naszej produkcji do Rosji, naszymi rynkami są: Unia Europejska, Afryka Północna, Azja i Środkowy Wschód. Oprócz tego ziemia będąca pod uprawą IMC znajduje się daleko od epicentrum konfliktu zbrojnego na Wschodzie, natomiast wywóz produkcji odbywa się poprzez terminale w obwodzie odeskim i mikołajowskim na południu Ukrainy.
Od lipca 2017 r. minimalna płaca na Ukrainie ma wzrosnąć z 1450 do 3200 hrywien. Producenci mięsa szacują, że wpłynie to na większy popyt na ich produkty. Jak te zmiany wpłyną na koszty IMC i popyt na produkty roślinne?
W IMC zawsze staraliśmy się dbać o to, żeby wynagrodzenia naszych pracowników były regularnie zmieniane z uwzględnieniem stopy inflacji, która na Ukrainie jako w kraju rozwijającym się jest istotnie wyższa niż w Polsce czy innych krajach europejskich. Po rewolucji w latach 2013–2014 potrzeba ta stała się jeszcze większa. Dotyczy to przede wszystkim najbardziej wrażliwej na perturbacje gospodarcze części naszej kadry – personelu operacyjnego i administracyjnego. Z wyjątkiem praktykantów zdecydowana większość naszych pracowników już zarabia powyżej 3200 hrywien. Dlatego też podniesienie wynagrodzenia minimalnego nie wpłynie znacząco na poziom kosztów grupy.
Spółka od lat sukcesywnie pracuje nad zmniejszeniem zadłużenia, które wynosi obecnie 97 mln USD. O ile spadnie na koniec 2017 r.?