Od poniedziałku dwaj dostawcy indeksów giełdowych – FTSE Russell i Stoxx – przesunęli Polskę w swoich klasyfikacjach z grona rynków wschodzących do koszyka rynków dojrzałych. Inny dostawca indeksów, MSCI, nie zdecydował się jednak na taki krok. Tymczasem indeksy MSCI są popularniejsze wśród globalnych inwestorów.
W ocenie Marka Dietla, prezesa GPW, ten rozkrok będzie dla polskiego rynku korzystny, bo w polskie spółki wciąż inwestować mogą fundusze zorientowane na rynki wschodzące, ale możliwość taką uzyskały również fundusze nastawione na rynki dojrzałe.
- Większość funduszy inwestycyjnych na świecie, ok. 87 proc, inwestuje w najbardziej rozwiniętych krajach jeśli chodzi o rynek kapitałowy. Do tej pory mieliśmy dostęp do 12-13 proc. światowych pieniędzy inwestycyjnych, od września będziemy mieć dostęp do 100 proc. Choć oczywiście proces przebudowy portfeli inwestycyjnych związany z decyzją FTSE Russell potrwa parę lat – ocenił Dietl, cytowany w poniedziałkowym komunikacie prasowym GPW.
Wciąż nie jest jednak jasne, czy awans Polski do rynków dojrzałych będzie korzystny dla koniunktury na warszawskiej giełdzie. Ani piątkowa sesja, gdy fundusze inwestycyjne dostosowywały swoje portfele do zmian w klasyfikacji rynków, ani poniedziałkowa, pierwsza po tych zmianach, nie pozwalają na żadne konkluzje, choć na pierwszy rzut oka napawają optymizmem. Piątek przyniósł niewielką zniżkę indeksu WIG20 i zwyżki grupujących mniejsze firmy indeksów mWIG40 i sWIG80, w poniedziałek zyskują zaś wszystkie trzy.
W przypadku klasyfikacji Stoxx sprawa jest dość prosta: indeksy akcji rynków wschodzących nie odgrywają dla inwestorów istotnej roli, podczas gdy indeks dojrzałych rynków Europy jest dość popularny. To oznacza, że dołączenie ośmiu polskich firm do tego indeksu zwiększy zainteresowanie ich akcjami.