Pewnie nie wiecie – być może przyczyną tego jest to, że na tle innych krajów oszczędzamy mało, nie ma więc czego świętować.
Od lat plasujemy się na końcu rankingów oszczędności, choć trzeba przyznać, że sytuacja poprawiła się w ciągu ostatnich dwóch lat. Według Eurostatu stopa oszczędności gospodarstw domowych w Polsce wynosi około 5 proc. dochodu – prawie 3 razy mniej niż średnia w EU. Gorzej wypadają tylko Grecy i Rumuni. Dla porównania – Niemiec czy Czech potrafi odłożyć nawet 20 proc. zarobków. Warto tu tylko krótko wspomnieć, że skutkiem niskiego poziomu oszczędności są m.in. ograniczone możliwości finansowania inwestycji krajowych – musimy pożyczać z zagranicy albo bazować na inwestycjach zagranicznych – czyli niewiele oszczędzając rezygnujemy z potencjalnych zysków ze wzrostu gospodarczego, które moglibyśmy zatrzymać. A przecież każdy dodatkowy procent oszczędzonego dochodu to dodatkowe miliardy kapitału krajowego na inwestycje.
Dlaczego tak jest?
– Niskie dochody. 30 proc. Polaków wskazuje, że nie oszczędza, bo ich na to nie stać. Pamiętajmy też, że wyższy poziom dochodów generuje wzrost aspiracji zakupowych, a to oddala perspektywę odkładania. Jednak niskie oszczędności nie wynikają wyłącznie z niskich dochodów – nawet biedniejsze kraje często oszczędzają więcej niż my.
– Wysoka konsumpcja. Politycy utwierdzają w przekonaniu, że dogoniliśmy Zachód, a to tylko przy w miarę bezpiecznej sytuacji zawodowej (bezrobocie najniższe w historii) sprawia, że oszczędzanie jawi się jako zabawa dla dziadersów. Schodzi ono więc na dalszy plan, a i to dopiero „w przyszłości” – liczy się tu i teraz. Mało kto rozumie, że 1000 zł oszczędzone w wieku 25 lat i w wieku 45 lat to na emeryturze kompletnie różne kwoty (dla stopy 8 proc. to prawie 22 tys. zł vs. niespełna 5 tys.). Politycy, tworząc system podatkowy i uchwalając ogromne transfery socjalne zapomnieli, że wzrost gospodarczy w długim okresie zależy od inwestycji, a nie tylko od konsumpcji. Zwłaszcza tej na kredyt (czyli finansowanej de facto z ujemnych oszczędności). Niskie oszczędności to i niskie inwestycje – może nie czuć tego bezpośrednio w krótkich okresach, ale statystyki długookresowe są nieubłagane pod tym względem, no chyba że inwestycje finansowane są w większości za granicą, co jednak może rodzić inne problemy.