W dobie wysokich stóp procentowych i nadal całkiem dobrej sytuacji gospodarczej w kraju obligacje korporacyjne znacząco zyskały na atrakcyjności wśród różnych grup inwestorów. Przyczyn jest co najmniej kilka.
Oprocentowanie obligacji antyinflacyjnych, opartych na poziomie inflacji, znacząco się obniżyło od początku roku w ślad za spadającymi odczytami inflacji. Wzrost poziomu czynszów nieruchomości nie był tak szybki jak wzrost cen mieszkań i wyposażenia, w związku z czym bieżące rentowności wynajmu wielu nieruchomości spadły nawet poniżej stawek proponowanych przez najprostsze lokaty bankowe. Oprocentowania tych ostatnich również od jakiegoś czasu przestały być zadowalające dla wielu inwestorów.
Do tego polskie obligacje korporacyjne wykazały się bardzo dobrą odpornością na zawirowania rynkowe w czasach pandemii czy wojny za wschodnią granicą. Wszystkie te czynniki powodują, że mamy aktualnie do czynienia z jedną z największych fal popytu na obligacje korporacyjne w historii polskiego rynku kapitałowego.
Potężne redukcje i ich skutki
Podaż obligacji dostępnych na rynku nie nadąża za popytem. W tej sytuacji domy maklerskie muszą wykazywać się dużą odpowiedzialnością. Rosnące zainteresowanie kolejnymi emisjami mogłoby doprowadzić do nadmiernego zadłużania się emitentów lub pojawienia się na rynku takich, którzy w normalnych warunkach pojawić się nie powinni.
Skutkuje to dużo mniejszą dostępnością obligacji korporacyjnych oraz spadającymi rentownościami i marżami. Od początku roku mieliśmy redukcje na wszystkich publicznych emisjach obligacji przeprowadzonych na polskim rynku, a średnia skala redukcji wyniosła niemal 50 proc. To oznacza, że przeciętnie inwestor, dokonując zapisu na np. 100 tys. zł, dostawał przydział na ok. 50 tys. zł.