Perypetie z tajemnicą poliszynela

Uprzedzam, że początek dzisiejszego felietonu będzie dotyczył błahostki, choć błahostki, powiedziałbym, z przykrym podtekstem. Nawet jeszcze w połowie tekstu rzecz będzie o czymś mało istotnym. Ale zakończenie wypadnie już, jak myślę, zgoła inaczej.

Publikacja: 02.04.2024 06:00

Ludwik Sobolewski, były prezes GPW i BVB, adwokat, autor książek i publikacji w mediach społeczności

Ludwik Sobolewski, były prezes GPW i BVB, adwokat, autor książek i publikacji w mediach społecznościowych, partner w Qualia AdVisory

Foto: materiały prasowe

Mogłoby być zatem lekko, a nawet – być może – zabawnie, ale znowu się nie uda. Co przypomina mi, jeśli chodzi o nieudane próby, niedawną rozmowę z kolegą przy kawie. Wspominaliśmy, jak to było w Ameryce w latach 90. Poznaliśmy w tamtych czasach rodzinę przedsiębiorców z Milwaukee. Odnieśli ogromny sukces, coś tam produkując. Zarabiali tak dużo pieniędzy, że naprawdę nie wiedzieli, co z nimi robić. Uruchamiali kolejne biznesy, niektóre teoretycznie nie miały prawa się udać, ale wszystko działało, jak trzeba. W końcu na serio postanowili rozprawić się z nadmiarem pieniędzy. Założyli wydawnictwo, żeby wydawało książki. Dużo książek. I znowu się nie udało, bo wydawnictwo miało od razu zysk. I tak się męczą, zdaje się, że do dzisiaj.

Ale do rzeczy.

Otóż na stronie internetowej „Le Monde”, szacownego dziennika francuskiej liberalnej inteligencji, można znaleźć informacje o wywiadzie, którego udzieliła córka Brigitte Macron, czyli córka małżonki prezydenta Francji. Córka nazywa się Tiphaine Auzière, jest adwokatem. Cóż to za piękne imię – Tiphaine. Istnieje w kulturze francuskiej, owszem, ale rzadko się je spotyka. Francuska wersja angielskiego imienia Tiffany. A obie odmiany wywodzą się, nawiasem mówiąc, z greki.

Ale do rzeczy.

Okazuje się, że we Francji funkcjonuje plotka, że Brigitte Macron była mężczyzną, a może nawet i jest nadal. Puszczono ją w obieg w 2021 r. Plotka nie tylko nie wygasa, ale nawet obrasta w kolejne sensacje. Jak na przykład w taką, że pani Brigitte urodziła się – jako chłopiec – w zupełnie innej rodzinie, niż się sądzi, a osoby znane dotąd opinii publicznej jako rodzice nigdy nie istniały. I że otoczono to najściślejszą tajemnicą państwową.

Można by pomyśleć, że we Francji wciąż wartko płynie dumasowski nurt tworzenia fikcji. Wszak to Aleksander Dumas wykreował postać trzymanego w niewoli brata Ludwika XIV, zapisanego odtąd w historii literatury jako Żelazna Maska. A może i w historii Francji, bo tak na pewno to nie wiadomo, jak było z tym bratem Ludwika…

Ale to jednak inne czasy. Zamiast lekkości pióra Dumasa widzimy rynsztok wypełniony fobiami społecznymi.

Tiphaine Auzière mówi w wywiadzie o sile mediów społecznościowych, o tym, jakie niosą one zagrożenie, jak stwarzają i utrwalają fałszywe wiadomości i jak bardzo ta sprawa pokazuje mizoginizm oraz postawy dyskryminacyjne.

Ale do rzeczy.

Powędrowałem myślami do innych spraw o charakterze obyczajowym we Francji.

Jedną z najsłynniejszych w ostatnich dziesięcioleciach była ta dotycząca nieślubnej córki prezydenta Francji François Mitterranda. Kobiety o znowu pięknym imieniu: Mazarine. Dziś to osoba publiczna, pisarka i publicystka Mazarine Pingeot. O tym, że Mitterrand ma córkę niepochodzącą ze związku małżeńskiego, długo nie wiedziała nie tylko szeroka opinia publiczna, ale nawet francuskie elity. Kiedy z czasem tajemnica zaczęła kruszeć, Mitterrand zrobił wiele, by nie dopuścić do rozprzestrzeniania się tych rewelacji. W latach 80. próbowano opublikować demaskatorską książkę o Mitterrandzie i Mazarine, jak i o tym że prezydent Francji ma dwie równoległe rodziny. Mitterrandowi – nie wiem, jak to było możliwe, nawet we Francji lat 80.; w tamtej epoce prezydent miał status niemal monarszy – udało się zablokować jej dystrybucję. I dobrze, bo Mazarine miała wtedy zaledwie dziesięć lat. Wreszcie jakiś pisarz napisał powieść, niby political fiction, o polityku i jego płomiennym romansie, dziecku będącym jego owocem, i o tym że po latach polityk zostaje prezydentem kraju, przy czym romans i wszystko, co z nim związane, utrzymywane jest w najściślejszej tajemnicy. Tę z kolei książkę udało się wydać, na jej podstawie nakręcono też film. Wreszcie w 1994 r. „Paris Match” opublikował zdjęcie Mitterranda i jego córki wychodzących z restauracji. Powszechnie uważano, że gdyby Mitterrand chciał, to zablokowałby tę publikację. Fakt, że się ukazała, zinterpretowano zatem jako pośrednie przyznanie się przez głowę państwa do tego, że ma córkę. Dwa lata później Mazarine pojawiła się na pogrzebie ojca, co zakończyło definitywnie ponaddwudziestoletni żywot tajemnicy.

Ale do rzeczy.

Przez mniej więcej II połowę wspomnianego dwudziestolecia tajemnica Mitterranda była tajemnicą poliszynela (notabene po francusku nazywa się to „secret de Polichinelle”, a Poliszynel to postać z commedia dell’arte). „Wszyscy” już wiedzieli o „romansie elizejskim”. Wszyscy, lecz tu właśnie mamy do czynienia z najciekawszym. Tajemnica poliszynela i informacja publiczna to dwie różne figury socjologiczne, psychologiczne i komunikacyjne. Łączą je pewne podobieństwa, ale różnica jest znacznie bardziej istotna niż cechy wspólne. Jeśli coś jest tajemnicą poliszynela, to nawet jeśli de facto znają ją wszyscy lub prawie wszyscy w kręgu osób, które generalnie mogłyby być informacją zainteresowane, to nadal, o paradoksie, nie jest to informacja publiczna. Informacja, której dotyczy tajemnica poliszynela, nie została bowiem UZNANA w sposób przyjęty w danym kręgu. Uznana – czy to oświadczeniem, czy to jakimś oficjalnym stanowiskiem, czy jakimś zachowaniem niewerbalnym, wprost lub choćby pośrednio, ale jednoznacznie. A to oznacza, że dopóki istnieje tajemnica poliszynela, a nie istnieje jeszcze informacja publiczna, możliwa jest gra informacją. Gra, a nawet gry. Możliwe jest wykorzystywanie informacji, manipulowanie, budowanie i wywieranie wpływów. Również takie działania, jak powołanie kogoś na wysokie stanowisko, kogo treść tajemnicy poliszynela wprawdzie dezawuuje, ale zarazem zapewnia pewnego rodzaju ochronę. Co więcej, czyjeś wywyższenie może nawet w okolicznościach danego przypadku przedłużać istnienie tajemnicy poliszynela. I trwa ona, dopóki ktoś lub coś nie spowoduje przekształcenia jej w informację publiczną. Czyli jak w „Nowych szatach cesarza” Christiana Andersena: cesarz jest nagi, wszyscy to widzą, ale nikt tego jeszcze głośno nie powiedział.

Dlatego tak interesujące są te tajemnice poliszynela. Bo tu ciąg dalszy zawsze nastąpi. Albo przynajmniej zazwyczaj…

Felietony
Pracowita majówka polska
Felietony
Starożytne wskazówki dla współczesnych
Felietony
Ile odliczać?
Felietony
Zbieranie danych do ESRS-ów
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?
Felietony
Nowa epoka w prospektach?
Felietony
Altcoiny – między potencjałem a ryzykiem