W razie recesji lub innego kryzysu sektor bankowy ma zapewnić gospodarce stabilność i odporność na szoki, pewność obrotu gospodarczego, bezpieczeństwo depozytów, dostęp do kapitału gospodarstw domowych i przedsiębiorstw mimo „czasów próby”. Sektor bankowy nie powinien w trudnych czasach wymagać ratowania przez państwo, bo to zwiększa koszt zadłużenia i trwale niszczy gospodarczy wzrost, o czym przekonała się np. Hiszpania.
W normalnych czasach lub w czasach globalnej prosperity sektor bankowy ma za zadanie umożliwić finansowanie gospodarczego wzrostu. Ten wpływ będzie szczególnie potrzebny w najbliższych dekadach, kiedy spadek liczby Polaków w wieku produkcyjnym będzie każdego roku odejmował 1 proc. naszego PKB, podczas gdy przez ostatnie 30 lat co roku dodawał nam kolejny 1 proc. gospodarki. Kurczące się zasoby pracy zastąpimy technologią, a o stopniu wykorzystania tej szansy zdecydują innowacje i inwestycje, które wymagają finansowania, w warunkach europejskich – w lwiej części z kredytu.
Tymczasem kredytowanie gospodarki od lat w Polsce kuleje, a wraz z nim inwestycje, które stanowią u nas 18 proc. PKB, choć na Węgrzech, w Czechach czy w Rumunii osiągają 25–28 proc. PKB.
Wartość posiadanych przez polskie banki (udzielonych) kredytów urosła nominalnie o 12 proc. od początku 2018 do końca 2023 roku, tj. w okresie po wdrożeniu MSSF 9, gdy NBP publikuje porównywalne „dane sektora bankowego”. Gospodarka w tym czasie urosła nominalnie o 70 proc. Wyjaśnieniem słabości kredytowania może być ewolucja kapitałów własnych banków, które od końca 2018 do końca 2022 roku skurczyły się w kategoriach nominalnych z 204 mld do 202 mld zł. W relacji do PKB oznacza to spadek wyposażenia banków w kapitał o 30 proc., z ok. 10 proc. PKB w 2018 roku do ok. 7 proc. PKB w 2022 roku. Słabe kapitałowo banki to preludium kłopotów i w scenariuszu kryzysu, i wzrostu.
Niepełna perspektywa NBP
W „raporcie o stabilności sektora bankowego” NBP nie skupia się na słabości, lecz na innym ujęciu wyposażenia banków w kapitał. Pokazuje nadwyżkę względem wymogów regulacyjnych wyrażoną w miliardach złotych. Przez użycie kategorii nominalnych pomija efekt wzrostu gospodarki. Unika problemu wolnego wzrostu sumy kredytów, od których zależą wymóg kapitałowy i wskaźniki. W mojej ocenie zbyt małą uwagę zwraca na stagnację aktywności kredytowej przy równoczesnym wzroście portfela obligacji skarbowych lub gwarantowanych przez Skarb Państwa: „instrumenty dłużne” notują przyrost o 125 proc. (przypomnijmy, kredyty rosną 12 proc., a gospodarka 70 proc.). Czy z perspektywy NBP materializacja efektu wypychania, gdy sektor prywatny rozwija się głównie w oparciu o majątek własny, a wielkim kredytobiorcą staje się rząd, nie ma konsekwencji dla przyszłego wzrostu?