Według szacunków Banku Światowego potencjalny, czyli zapewniający równowagę makroekonomiczną, wzrost PKB Polski wynosi 3,3 proc. W ostatnich latach uległ obniżeniu, z 3,7 proc., a według prognoz, pod warunkiem dokonania sensownych reform, mógłby zwiększyć się do 4 proc. Warunki tego podwyższenia to między innymi poprawa jakości kapitału ludzkiego oraz cyfryzacja i rozwój zielonej energii. Oceny kierunków zmian, w których zmierzamy, dokonywać nie zamierzam, w trosce o własną kondycję psychiczną. Z nieco wątpliwą satysfakcją, jak na ekonomistę przystało, konstatuję, że rzeczywista dynamika wzrostu gospodarczego w Polsce od wielu lat, a nawet dekad, znacząco przewyższa potencjalny poziom PKB. Krótkotrwałe incydenty spadku dynamiki odnotowaliśmy jedynie w czasie pęknięcia bańki internetowej, później w latach 2012–2013 i w trakcie największego nasilenia pandemii, czyli w 2020 r.
Podziwiam zdolność naszej gospodarki do szybkiego odradzania się po wspomnianych kryzysowych zdarzeniach, a także jej odporność na niektóre z nich. Można ją bez kompleksów porównać do mającej niesamowite zdolności regeneracyjne gospodarki amerykańskiej. Skąd to się u nas bierze, mogę się tylko domyślać, bo pogłębionych analiz nie robiłem. Wielka rzesza indywidualnych przedsiębiorców, to najbardziej prawdopodobna odpowiedź na to pytanie.
W tym kontekście trudno oczywiście jest oceniać wpływ decyzji z zakresu polityki fiskalnej, a w szczególności monetarnej. To rozważania w stylu, co by było, gdyby... i nikt nie jest w stanie tego oszacować ani tym bardziej wyliczyć. Trudno mi jednak zrozumieć, jaki był sens długotrwałego utrzymywania stóp procentowych na rekordowo niskim poziomie (przez cztery lata 2015–2018 referencyjna wynosiła 1,5 proc.). Późniejsze jej obniżenie do 0,1 proc. oczywiście można racjonalnie uzasadnić covidowym załamaniem gospodarki. Długotrwałe naciskanie monetarnego gazu skutkuje jednak trwającym od kilkunastu miesięcy ostrym hamowaniem.
Od maja 2020 do września 2022 r. stopa referencyjna NBP podskoczyła do 6,75 proc. W ślad za tym stawki WIBOR wzrosły do 7,6–7,8 proc., a tym samym obciążenia kredytobiorców uległy podwojeniu. Przy takim ostrym hamowaniu nawet pasy bezpieczeństwa niewiele pomogły i trzeba było sięgać po kolejne środki nadzwyczajne takie jak wakacje kredytowe. Rada Polityki Pieniężnej naciskała na hamulec jedenaście razy, aż w końcu przestała. Ekonomiści jednego z banków skonstatowali ostatnio, że polityka pieniężna działa. Gospodarka nadal ma się nieźle. W 2022 r. wzrosła o 4,9 proc., ale w drugiej połowie ubiegłego roku konsumpcja gospodarstw domowych zmniejszyła się o 1,5 proc. Polityka pieniężna działa, nie da się ukryć. Tylko czy o to chodziło?
Według danych BIK w ubiegłym roku wartość i liczba udzielonych kredytów hipotecznych zmniejszyła się o połowę, a w tym roku szacuje się, że spadek wyniesie 38 proc. Można się zastanawiać, jakiego określenia użyć, definiując tę tendencję? To rodzi konkretne skutki nie tylko ekonomiczne, ale i społeczne. Z badań jednej z instytucji analitycznych wynika, że 67 proc. obywateli uzależnia swoje decyzje od sytuacji na rynku mieszkaniowym. Z danych zebranych przez jedną z firm zajmujących się wierzytelnościami wynika, że mimo tarcz antykryzysowych, których wartość wyniosła 230 mld zł, 53 proc. firm i 46 proc. gospodarstw domowych obawia się upadłości lub niewypłacalności.