W inwestycjach giełdowych jest to o tyle szczególny czas, że wiele osób ma utrwalone w pamięci, iż w grudniu jest najlepszy moment na tzw. tarczę podatkową. I do tego stopnia był i jest to temat „gorący”, że jeszcze przed kilku laty gwarantował specjalistom podatkowym przedsylwestrowe wizyty w telewizjach o profilu gospodarczym.

Czasy się jednak zmieniły. Dlaczego? Może dlatego, że temat nie jest już tak gorący, może dlatego, że łatwiej o straty z inwestowania na giełdzie, więc po co „tarcza”? Może też za przyczyną zmiany przepisów, które od kilku lat dają „skarbówce” prawo do ignorowania naszych antypodatkowych wysiłków, czynionych pod koniec roku.

Od kilku lat ordynacja podatkowa przewiduje w jednym z artykułów, że (cyt.) „czynność nie skutkuje osiągnięciem korzyści podatkowej, jeżeli osiągnięcie tej korzyści, sprzecznej w danych okolicznościach z przedmiotem lub celem ustawy podatkowej lub jej przepisu, było głównym lub jednym z głównych celów jej dokonania, a sposób działania był sztuczny (unikanie opodatkowania)”. Rozwijając ten przepis w dalszych postanowieniach ustawodawca precyzuje (wszystko to w art. 119a), że korzyści podatkowe nie wystąpią, jeśli daną czynność możemy zastąpić tzw. czynnością odpowiednią, definiuje tę czynność, by na końcu stwierdzić, że i tak jest to mało ważne, jeśli jedynym celem naszych operacji było osiągnięcie korzyści podatkowej. Po tej dość syntetycznej próbie streszczenia Wam, drodzy Czytelnicy, złożonych przepisów podatkowych, powinienem podsumować akapit jednym zdaniem: klasyczna tarcza podatkowa w transakcjach giełdowych jest dziś obarczona podatkowo prawie stuprocentowym ryzykiem zakwestionowania takich transakcji.

Czym jest „klasyczna” tarcza podatkowa? To zestaw zleceń wykonywanych na przełomie lat (lub tylko pod koniec), polegających na odpłatnym zbyciu instrumentów, które są obciążone stratą (kurs bieżący jest niższy niż cena nabycia), aby niebawem je odkupić. Oczywiście taka operacja ma sens wyłącznie wtedy, gdy nasza prognoza dochodu do opodatkowania za cały rok podatkowy wykazuje ryzyko wystąpienia podatku. Niektórzy przez tarczę podatkową rozumieją też samą sprzedaż walorów ze stratą, po to aby obniżyć dochód podatkowy, jednak w warunkach opisanych w cytowanych przepisach, taka sprzedaż raczej nie może być zakwestionowana przez organy podatkowe. Jak można bowiem zarzucić podatnikowi, że sprzedał papiery wartościowe „sztucznie”, kiedy zawsze może on wyjaśnić, że bał się dalszych spadków...

Dziś przed klasyczną tarczą podatkową gorąco przestrzegam, zwłaszcza wtedy, gdy wszystkie okoliczności wskazują na to, że bez większego zastanowienia, np. na jednej sesji, sprzedaliśmy i odkupiliśmy tę samą liczbę tych samych akcji. Musimy się więc wysilić i opracować ciekawsze okoliczności przeprowadzenia transakcji, aby sprawić, by cel podatkowy zniknął wśród nich, nawet gdzieś między elementami tła danych okoliczności. Wtedy mamy szansę wyjść po kontroli z urzędu skarbowego z tarczą, a nie na tarczy.