Tymczasem inna, mniej popularna miara inflacji zupełnie niesłusznie pozostaje w cieniu. Tą miarą jest inflacja cen producentów, czyli PPI. Wskaźnik ten pokazuje, jaki poziom cen przyjmują producenci na kolejnych etapach procesu wytwarzania produktów. W porównaniu z wskaźnikiem CPI charakteryzuje się on większą zmiennością, co jest wynikiem faktu, iż obrazuje dynamikę zmian cen towarów będących przedmiotem handlu na bardziej konkurencyjnych rynkach. Różnice między oboma wskaźnikami są rezultatem innego umiejscowienia w procesie dystrybucji dóbr. Ceny płacone przez konsumentów to ceny zawierające w sobie również marże pośredników, czyli sprzedawców końcowych, podczas gdy ceny producentów takich marż nie zawierają. Ponadto obie kategorie dotyczą innych produktów.
Przykładowo ceny płacone przez konsumentów nie obejmują cen dóbr inwestycyjnych, a ceny producentów nie uwzględniają cen towarów importowanych. Jednak pomimo tych różnic między oboma wskaźnikami istnieją silne współzależności, przy czym wskaźnik PPI z reguły wyprzedza zachowania wskaźnika CPI. Dzieje się tak zarówno w przypadku wzrostu inflacji konsumenckiej, jak i jej spadku. Innymi słowy, jeśli wskaźnik PPI rośnie szybciej od wskaźnika CPI, to można zakładać z dużym prawdopodobieństwem, że inflacja cen producentów z pewnym opóźnieniem przełoży się na wzrost cen konsumentów płaconych w sklepach.
Poczynając od początku wieku, działo się tak w Polsce zawsze, gdy wskaźnik PPI przewyższał wskaźnik CPI. Najdłuższy tego rodzaju okres przewyższenia trwał aż 28 miesięcy, od października 2002 do stycznia 2005 roku. Wtedy PPI dobił do blisko 10 procent - jednak CPI maksymalnie wzrósł tylko do 4,6 procent. Drugi tak długi w czasie przypadek miał miejsce od połowy 2020 roku do połowy 2021 roku, czyli dokładnie dwa lata. PPI dotarł wtedy do poziomu nieco powyżej 9 procent, a CPI zbliżył się do 5 procent. W pozostałych przypadkach okresy przewyższenia były znacznie krótsze i znajdowały się na zdecydowanie niższych poziomach.
Z wyjątkową sytuacją mamy do czynienia dopiero obecnie. Inflacja producencka zaczęła rosnąć szybciej od konsumenckiej w marcu ubiegłego roku i, co charakterystyczne, nieustannie rośnie coraz szybciej. O ile wiosną 2021 roku był to wzrost szybszy od 1 do 2 procent, o tyle w kwietniu tego roku mieliśmy już PPI wyższy o 11,7 punktu procentowego. Maj przyniósł lekki spadek, do 10,8, co być może jest sygnałem stopniowego hamowania presji inflacyjnej. Niemniej w świetle przytoczonych wcześniej danych nie można uciec od konstatacji, iż szybki wzrost cen producentów nie wróży dobrze portfelom konsumentów. Nie może być inaczej w sytuacji, gdy inflacja producencka jest w Polsce najwyższa od 27 lat.
O tym, że jest to globalny, a nie jedynie lokalny problem, świadczy fakt, że ceny producentów w wielu krajach świata rosną jeszcze szybciej niż w Polsce. W tej sytuacji pozostaje wyczekiwać na moment, kiedy wskaźnik cen producentów zejdzie poniżej analogicznego wskaźnika dla konsumentów. Będzie to sygnał początku dezinflacji w Polsce.