Niemiecki przemysł na zaciągniętym hamulcu

W obliczu wojny toczącej się w Ukrainie koncentrujemy się z reguły na jej bezpośrednich konsekwencjach dla naszego kraju. Staramy się identyfikować kanały oddziaływania i potencjalną skalę zaburzeń.

Publikacja: 14.06.2022 21:00

Andrzej Halesiak, członek TEP oraz Rady Programowej Kongresu Obywatelskiego

Andrzej Halesiak, członek TEP oraz Rady Programowej Kongresu Obywatelskiego

Foto: materiały prasowe

Nie powinniśmy jednak zapominać, że oprócz bezpośredniego wpływu wojna będzie mieć na nas także wpływ pośredni, chociażby przez to, jak oddziałuje na inne kraje. W tym kontekście szczególnie istotne jest dla nas to, jak wojna wpłynie na model polityczno-gospodarczy Niemiec, naszego głównego partnera handlowego, na którego przypada blisko 30 proc. eksportu towarów.

Choć Niemcy nie graniczą bezpośrednio ani z Rosją, ani z Ukrainą, to relacje polityczno-gospodarcze na linii Berlin–Moskwa miały istotny wpływ na przebieg procesów ekonomicznych w całej Europie. Wbrew oporowi i zastrzeżeniom wielu krajów – szczególnie z Europy Środkowo-Wschodniej – Niemcy przez lata brnęły w uzależnienie od dostaw rosyjskich surowców. Co więcej, chciały niejako stać się głównym pośrednikiem Rosji w sprzedaży strategicznych surowców, w szczególności gazu, w naszej części kontynentu.

Gaz był dla niemieckiej gospodarki zawsze ważny, ale jego rola jeszcze wzrosła, gdy szeroki konsensus sił politycznych uznał go za kluczowe paliwo przejściowe na drodze do docelowej struktury miksu energetycznego, opartego na źródłach odnawialnych. W efekcie dziś uzależnienie Niemiec od gazu pozostaje większe niż średnio w UE; stanowi on ok. jednej czwartej wykorzystywanych surowców energetycznych (dla porównania w Polsce jest to 15 proc.). Ta znacząco większa rola gazu w gospodarce niemieckiej wynika przede wszystkim z olbrzymiego wykorzystania go w przemyśle (ok. 37 proc. całości zużycia), w tym w szczególności w przemyśle chemicznym. Wraz ze stopniowym wycofywaniem się z węgla i atomu w ostatnich latach odnotowano także wzrost znaczenia gazu w wytwarzaniu energii elektrycznej; o ile w połowie minionej dekady jego udział wynosił 10 proc., o tyle obecnie sięga 15–17 proc.

Rosnącemu zastosowaniu gazu towarzyszy spadające lokalne wydobycie, które dziś stanowi jedynie 5 proc. całości zapotrzebowania. W ramach importu z kolei dominującym kierunkiem dostaw stała się w ostatnich latach Rosja (jeszcze kilka lat temu dostawy były znacznie bardziej zdywersyfikowane). Temu ostatniemu towarzyszył proces zwiększania udziału rosyjskich firm w infrastrukturze transportu i magazynowania gazu. Równocześnie dziwnym zbiegiem okoliczności inicjatywy zmierzające do dywersyfikacji kierunków dostaw – np. poprzez budowę terminali LNG – nie znajdowały politycznego i finansowego wsparcia. Kluczowym argumentem był z reguły ten, że rosyjski gaz był dla Niemców wyjątkowo tani, znacznie tańszy niż w przypadku większości pozostałych jego odbiorców.

Nie ma wątpliwości co do tego, że tani rosyjski gaz był istotnym ogniwem gospodarczej układanki Niemiec. W kraju tym zawsze szczególną rolę przypisywano przemysłowi, stanowiącemu główne źródło nadwyżek na rachunku obrotów bieżących, co w powszechnym przekonaniu było i jest gwarancją ekonomicznego bezpieczeństwa i podstawą dobrobytu obywateli. Z tych też względów przemysł otoczony jest w Niemczech szczególną opieką, czemu towarzyszy silna działalność lobbingowa. Widać to wyraźnie także teraz; niedawno szef BASF – firmy, na którą przypada 4 proc. niemieckiego zużycia gazu – ostrzegał, że tani rosyjski gaz był podstawą konkurencyjności całego niemieckiego przemysłu. Wieszczył także, że ewentualne ograniczenia dostaw dla chemii przełożą się na cały przemysł, że nie będzie samochodów, leków itd.

W obecnej sytuacji Niemcy będą musiały zdywersyfikować dostawy gazu, a dotychczasowe decyzje wskazują, że ma temu służyć przede wszystkim rozbudowa terminali LNG. Jak można zaobserwować, rodzi to jednak olbrzymie dylematy; z jednej strony wymaga rozbudowy dodatkowej infrastruktury dla gazu, który jako taki ze względu na cele klimatyczne nie jest postrzegany jako przyszłościowy. Z drugiej zaś wymaga wiązania się długoletnimi umowami – takie dominują na rynku LNG – czego Niemcy chciałyby uniknąć.

Abstrahując od samego gazu, Niemcy muszą także przedefiniować działania swoich firm przemysłowych w kontekście rosnącej roli zjawisk określanych jako geo-economics i friendshoring. Oznaczają one w praktyce konieczność podporządkowania działań ekonomicznych aspektom geopolitycznym. W teorii powinno się to odnosić nie tylko do relacji z Rosją, ale także z popierającymi ją Chinami. Te ostatnie są jednak bardzo ważnym odbiorcą niemieckich produktów, w szczególności dóbr inwestycyjnych, a niektórzy – w tym wspomniany wcześniej prezes BASF – widzą w przeniesieniu produkcji do Chin szansę na utrzymanie globalnej konkurencyjności niemieckich firm, także w kontekście unijnych obostrzeń klimatycznych.

Na chwilę obecną można odnieść wrażenie, że niemiecka polityka i gospodarka weszły w stan wyczekiwania. Jest wprawdzie mowa o przełomowych zmianach, ale nie do końca jest jasne, co w praktyce miałyby one oznaczać, nawet w odniesieniu do Rosji. Wygląda na to, że niektóre środowiska w Niemczech wciąż liczą, że uda się jeszcze wrócić do sytuacji zbliżonej do tej sprzed wybuchu wojny. Wyraźnie także widać, że Niemcy nie wiedzą, jaką postawę przyjąć wobec Chin – w kontekście ekonomicznym stawianie na nie może krótkookresowo złagodzić ból, ale w dłuższym okresie może okazać się bardzo złym wyborem. Poza tym już dziś może prowadzić do tarć i napięć z USA, głównym sojusznikiem w ramach NATO.

Ten stan wyczekiwania w niemieckiej polityce i gospodarce może trochę potrwać, ale jeśli opcja rosyjska ostatecznie upadnie, to wydaje się, że Niemcy nie będą miały innego wyjścia, jak jeszcze bardziej przenieść produkcję do Europy Środkowo-Wschodniej, tym razem w zakresie bardziej zaawansowanych produktów (np. chemia, przemysł zbrojeniowy) i procesów. Byłaby to dla tych krajów szansa awansu w ramach łańcuchów tworzenia wartości, jak też w zakresie wykorzystywanych technologii. Solidny fundament pod kolejny etap doganiania bardziej rozwiniętych krajów.

Ta nowa fala relokacji może stanowić olbrzymią szansę także dla nas, pod warunkiem jednak, że rozwiążemy problem dostępu do czystej energii. Dobrze by też było zapewnić zdolność utrzymywania wysokiego poziomu zapasów gazu; dziś nawet przy całkowitym wypełnieniu magazynów pokrywają one jedynie 15 proc. rocznego zapotrzebowania. Olbrzymie magazyny znajdują się jednak niedaleko nas; w Ukrainie, tuż za naszą wschodnią granicą, i pogłębiona współpraca z tym krajem może stanowić jedną z opcji do poważnego rozważenia.

Inny aspekt zmian odnosi się do bezpośredniego konkurowania polskich i niemieckich firm na lokalnych i globalnym rynku. W tym kontekście brak dostępu niemieckich firm do tańszego gazu może wyrównywać warunki konkurowania, a tym samym otwierać nowe możliwości ekspansji dla naszych firm. By tak się jednak stało, muszą one chcieć inwestować, nie tylko w aktywa fizyczne, ale także w kreowanie własnych marek, oraz zwiększyć inwestycje kapitałowe (pozyskiwanie zagranicznych firm, a wraz z tym udziałów rynkowych, know-how itd.).

Reasumując, w konsekwencji wojny niemiecka maszyna przemysłowa dostała strukturalnej zadyszki. Choć w krótkim okresie może się to negatywnie przekładać na koniunkturę także w naszym przemyśle, to średnio- i długofalowo może prowadzić do pojawienia się nowych możliwości i nowych szans. Warto byłoby je wykorzystać.

Felietony
Ile odliczać?
Felietony
Zbieranie danych do ESRS-ów
Felietony
Nowa epoka w prospektach?
Felietony
Altcoiny – między potencjałem a ryzykiem
Felietony
Dyskretny urok samotności
Felietony
LSME – duże wyzwanie dla małych spółek