Walka o bezpieczne e-WZ

Najsensowniejsze wydaje się jasne zdefiniowanie różnych praw różnych grup akcjonariuszy. W praktyce wiązałoby się to z ograniczeniem uprawnień akcjonariuszy zdalnych.

Publikacja: 06.04.2022 21:00

dr Mirosław Kachniewski, prezes zarządu Stowarzyszenie Emitentów Giełdowych

dr Mirosław Kachniewski, prezes zarządu Stowarzyszenie Emitentów Giełdowych

Foto: materiały prasowe

Jak co roku, podczas Kongresu Prawników SEG, przeprowadziliśmy symulację walnego zgromadzenia Zwykłej Spółki SA. Biorąc pod uwagę, iż – zgodnie z deklaracjami stosowania DPSN2021 – aż 31 proc. emitentów deklaruje udostępnienie inwestorom udziału zdalnego, tym razem była to symulacja e-WZ, która obnażyła wiele niedostatków regulacyjnych, mogących skutkować olbrzymimi ryzykami dla spółek i inwestorów.

Warto w tym miejscu przypomnieć, że SEG jest gorącym orędownikiem e-WZ. Pierwszą symulację zdalnego walnego Zwykłej Spółki SA przeprowadziliśmy wspólnie z firmą Unicomp i kancelarią Wardyński i Wspólnicy ponad dekadę temu, a konkretnie 10 marca 2010 r. Już wtedy wykazaliśmy, że jest to możliwe, choć niekoniecznie bezpieczne. Wówczas na pierwszy plan wysuwały się bardziej problemy technologiczne (opóźnienie transmisji o ponad 5'), ale do dziś zostały one rozwiązane, czego nie można powiedzieć o kwestiach prawnych. Wciąż nie mamy infrastruktury regulacyjnej, która dawałaby możliwość bezpiecznego – z prawnego punktu widzenia – przeprowadzenia e-WZ.

Największym problemem jest zawarta w regulacjach fikcja prawna zrównująca uprawnienia uczestników fizycznych i zdalnych. Są uprawnienia, których zdalna realizacja nie jest możliwa lub nie ma praktycznego sensu. I choć wczoraj udowodniliśmy, że możliwe jest w ramach zdalnego zgromadzenia np. przeprowadzenie wyboru członków rady nadzorczej w drodze głosowania oddzielnymi grupami – i to w warunkach zdalnego (przerywanego) udziału akcjonariusza większościowego – to wciąż stoję na stanowisku, że nie ma praktycznej możliwości np. zdalnego przewodniczenia obradom.

Oczywiście w sytuacji, kiedy nie ma konfliktu w akcjonariacie, kiedy uchwały zapadają przytłaczającą większością głosów i kiedy ewentualne opóźnienie przez sąd rejestracji uchwał nie ma znaczenia – wówczas można sobie pozwolić na podjęcie ryzyka e-WZ. Ale jeśli jest inaczej? Jeśli spółka widzi, że szykują się problemy? Czy wtedy powinna umożliwiać udział zdalny, zwiększając ryzyko prawne? A przecież udział inwestorów mniejszościowych jest szczególnie dla nich istotny właśnie w sytuacjach konfliktowych! I pozbawienie ich prawa do zdalnego udziału mogliby odebrać jako szykanę i zniechęcanie ich do udziału w walnym zgromadzeniu.

Dlatego tak ważne jest stworzenie bezpiecznych ram prawnych do organizacji e-WZ. Po symulacji zdalnego walnego Zwykłej Spółki SA od razu rozpoczęliśmy dyskusję dotyczącą niezbędnych zmian w KSH, które pozwoliłyby na wyeliminowanie największych problemów. Rysuje się kilka możliwych rozwiązań, przy czym nie wykluczają się one wzajemnie i mogłyby być stosowane w różnych spółkach w zależności od okoliczności.

Najsensowniejsze wydaje się jasne zdefiniowanie różnych praw różnych grup akcjonariuszy. W praktyce wiązałoby się to z ograniczeniem uprawnień akcjonariuszy zdalnych. Za komfort udziału z dowolnego miejsca na świecie płaciliby rezygnacją z możliwości np. przewodniczenia obradom czy z prawa do bycia słyszanym. Byłaby to stosunkowo mała ingerencja w obecne regulacje i de facto dopasowywałaby je do istniejącego stanu faktycznego.

Druga koncepcja to zmiana formuły tzw. zdalnego zgromadzenia, bo przecież w polskich realiach prawnych jest to zgromadzenie nie tyle zdalne, co hybrydowe, łączące możliwość udziału zarówno zdalnego, jak i fizycznego. I chodziłoby o to, aby zdalne walne zgromadzenia dopuszczało udział wyłącznie zdalny, dzięki czemu wszyscy akcjonariusze byliby w tej samej sytuacji. Przy czym zakładam, że mimo wszystko gdzieś by musiała być „centrala" z przewodniczącym, notariuszem i firmą organizującą głosowania, gdyż prowadzenie i koordynowanie tych działań z różnych miejsc za pośrednictwem internetu wydaje się zbyt ryzykownym pomysłem.

Takie w pełni zdalne walne zgromadzenia (bez „centrali") też wydaje się atrakcyjnym rozwiązaniem, o ile nie byłoby presji czasu, np. gdyby głosowania nie trwały kilka minut, a kilka dni. Byłoby to coś w rodzaju zdalnego głosowania korespondencyjnego. Wyobrażam sobie to tak, że w serwisie zgromadzenia inwestorzy widzieliby projekty uchwał, mogliby przez jakiś czas zgłaszać do nich uwagi, a następnie przechodzilibyśmy do fazy głosowania, trwającego wystarczająco długo (np. kilka dni), aby wyeliminować różnego rodzaju problemy techniczne czy organizacyjne. Oczywiście takie zdalne głosowanie korespondencyjne wymagałoby zmiany kultury organizacji zgromadzeń, w szczególności odpowiednio wczesnego przygotowywania projektów uchwał.

No i tu przechodzimy do kwestii najważniejszej – jeśli nie mamy konfliktu, to każde z powyższych rozwiązań jest satysfakcjonujące, a nawet organizacja zdalnego walnego zgromadzenia pod obecnymi regulacjami nie jest szczególnie ryzykowna. A co, jeśli na zgromadzeniu szykuje się walka? Które z powyższych rozwiązań można wówczas uznać za bezpieczne? Moim zdaniem w sytuacjach ekstremalnych spółka i tak będzie korzystać z tradycyjnej formuły stacjonarnego zgromadzenia. I wracamy do punktu wyjścia. Walne zgromadzenia, których wynik jest z góry przesądzony, mogą się odbywać w dowolnej formule. Natomiast te, gdzie dochodzi do walki akcjonariuszy, które jednocześnie są najbardziej medialne i w których akcjonariusze byliby szczególnie chętni do udziału (w tym zdalnego), powinny się odbywać w starej sprawdzonej formule stacjonarnej, gdzie mamy przetarte ścieżki i znane jest orzecznictwo sądów.

Felietony
Integracja unijnych rynków kapitałowych
Felietony
Procentowa rewolucja
Felietony
Co pobudzi rynek mieszkaniowy
Felietony
Czy ZUS jednak czasem nie przepłaca?
Felietony
Finfluencer na giełdzie
Felietony
Przegląd obowiązków spółek