Dziś sytuacja wydaje się w miarę jasna – możemy obserwować potwierdzenie starej prawidłowości, że jeśli długo nic nie może zaszkodzić, to potem już nic nie może pomóc.
Niezależnie od rozstrzygnięcia na polu militarnym Rosja już dziś przegrała na polu politycznym, gospodarczym, sportowym i kulturalnym. Nawet jeśli formalnie pozostanie członkiem różnych organizacji międzynarodowych, to jej zdanie nie będzie brane pod uwagę. Im bardziej politycy byli ślepi i głusi, tym bardziej teraz tę lekcję zapamiętają. Im ktoś bardziej się przytulał do Putina, tym bardziej się będzie dystansował. Sankcje gospodarcze będą miały charakter długofalowy – jeśli międzynarodowe koncerny wycofują się z inwestycji w najbardziej perspektywiczny w Rosji sektor paliwowy, to nie po to, żeby za kilka miesięcy wrócić. Rosyjscy kibice przez długie lata nie zobaczą u siebie żadnej istotnej imprezy, nie będą też mogli emocjonować się występami ich sportowców. Podobnie nie za bardzo sobie wyobrażam, że ktoś by chciał koniecznie zachwycać się rosyjską (skądinąd piękną) literaturą i sztuką, skoro świat ma tyle do zaoferowania. A w drugą stronę wstrzymywane są premiery nowych filmów cywilizacji zachodniej w Rosji. Wiem, że przedstawicielom młodego pokolenia to się może wydawać śmieszne, ale takie poczucie izolacji od cywilizowanego świata będzie dotkliwą karą.
Jestem bardzo zbudowany postawą społeczności międzynarodowej. Oczywiście dojście do pełnego pakietu sankcji zajęło kilka dni, ale czy to było aż kilka dni, czy może tylko? Musimy mieć świadomość, że dla większości decydentów inwazja na Ukrainę była mimo wszystko zaskoczeniem. I to zaskoczeniem wykraczającym poza ramy normalnego rozumowania. Takim, którego nie da się ogarnąć normalnym światopoglądem. I że normalne osoby czują się związane różnego rodzaju umowami. Oczywiście, jeśli ktoś dopuszcza się ataku na ludność cywilną, to jednostronnie zrywa wszystkie umowy z cywilizowanym światem. Ale potrzeba było kilku dni, aby to sobie uświadomić, aby zrozumieć, że to nie jest normalny partner i nie należy go traktować po partnersku. Poza tym procedura uzgodnień międzynarodowych z natury rzeczy musi trwać – w tym kontekście kilka dni jest dla mnie rekordowo szybką reakcją odzwierciedlającą rekordową presję społeczną.
Jeśli wiemy, co się zdarzyło dotychczas (tj. do środy rano), warto się zastanowić, co się może zdarzyć później. Widzę trzy najważniejsze konsekwencje. Po pierwsze, chyba właśnie skończyła się epoka uzależnienia UE od surowców energetycznych z Rosji. Tak jak po poprzedniej wojnie wspólna polityka rolna miała zapewnić niezależność żywnościową UE, tak teraz najprawdopodobniej zostanie zrealizowany projekt nakierowany na uzyskanie bezpieczeństwa energetycznego.
Po drugie, należy mieć nadzieję, że zapał krajów i instytucji unijnych nie będzie słomiany i że procedura przystępowania Ukrainy do UE będzie rozpoczęta nie tylko formalnie, ale też praktycznie, wskazując konkretną ścieżkę dojścia do tego upragnionego celu. Przesunięcie granicy Unii na wschód oczywiście bardzo nam pomoże w wielu wymiarach. Zmieni się chociażby struktura wymiany międzynarodowej – fakt, że wojna u naszego sąsiada (większego od nas) w zasadzie nie ma dla nas konsekwencji gospodarczych bardzo dobitnie wskazuje, jak granica UE nas od siebie izoluje.